5 listopada 2014

Hefalump #3



Już trzecie fotograficzno-słowne podsumowanie miesiąca, które zastąpiło zdjęcia z cyklu Projekt 28.


#NewIn
Jedna z Was poleciła mi borówkowe masło do ust Nivei i to był strzał w dziesiątkę. Pachnie wakacjami! A "Pamiętniki Jane Austen" wykopałam za piątkę na wyprzedaży książkowej w Saturnie, podczas gdy On dokonywał przełomowego wyboru koloru pendrive'a. (I wybrał turkusowy. Dobrze mnie zna.)

Dzięki obronie mam odrobinę więcej czasu na normalne życie, dzięki czemu znowu chwyciłam za druty. Wciąż się uczę, więc jeszcze sporo minie, zanim będę nosić to, co sama usztrykuję. Na razie kupiłam nową, mięciutką czapkę i miziaste rękawiczki. Broszka, choć udaje włóczkową, jest z modeliny.

Na trzecim zdjęciu mój nowy telefon, który z racji swoich rozmiarów otrzymał wdzięczne imię Gargantua, a z racji możliwości etui w kształcie Tygrysa. "Skacze, bryka i wiruje, braknie mu aż tchu, szaleje bez końca, bo widzi i czuje, że nie ma równych mu!"


#Food
Ostatnio zdradzam brownie na rzecz blondie z masłem orzechowym i białą czekoladą. Jest arcyłatwe, turboszybkie, superwytrzymałe na transport, a przy tym po prostu przeboskie. On piekł!

Drugie zdjęcie to zupa, czyli kolejne idealne październikowe jedzenie. Zaczęło się od dyniowej u Nadine, a niedługo potem wpadłam w zupowy szał: porowe vichyssoise, krem groszkowy, klasyczna pomidorowa... Zupa to świetna rzecz na obiad do pracy!

Trzecia fotka to oczywiście piwo, ale nie byle jakie, bo nasze własne, zrobione specjalnie na ślub. Część podarowaliśmy gościom, a resztę zostawiliśmy, żeby umilała nam kolejne miesięcznice małżeństwa. Tę butelkę otworzyliśmy przy wybieraniu miejsca na podróż poślubną.


#FromWhereIStand

Jeszcze zanim zrobiło się szaro i smogliście, spędziliśmy niedzielne popołudnie w słonecznych Gliwicach. Mam tam przyjaciółkę z czasów studenckich, a On z przyjemnością zahaczył o lokalny browar restauracyjny. Podoba mi się ta turystyka piwna i na pewno jeszcze nieraz zdecydujemy się na taką małą wyprawę.

Kociak ma na imię Leon i należy do Nadine. Cierpię na bardzo poważną przypadłość, objawiającą się fotografowaniem cudzych kotów. Jak to się leczy?

Ach, i wreszcie - sukienka ślubna, na którą natknęłam się przypadkiem i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Gdzie były takie kiecki, kiedy szukałam swojej? Nic, tylko zacząć planować jeszcze jeden ślub.


#Me
Testowałam siebie z grzywką i wciąż nie podjęłam decyzji: ciąć czy nie ciąć? #problemypierwszegoświata
Poza tym rodzinnie: jedna fotka ze spotkania z Siostrą i jedno wakacyjne wspomnienie z szaleństw z Braciszkiem. Przewyższa mnie teraz o głowę!


Fotorelacjonuję swoją codzienność także na Facebooku i na Instagramie. Obserwujcie mnie - wkrótce przekonacie się, że warto!