15 lutego 2015

5 ciekawostek o Sri Lance


Ayubowan! To znaczy "obyś żył długo".

Niejednokrotnie pisałam, że wyjeżdżam głównie po to, żeby mieć inaczej niż w domu. No i się doczekałam - nasza podróż poślubna okazała się wyprawą do zupełnego kosmosu kulturowego.

W sposób kontrolowany, oczywiście, bo jednak mieszkamy w hotelu, a nie w chatce z kokosa. Dlatego zaledwie liźniemy tej mieszanki totalnie innej od europejskiej obyczajowości, tradycji, myślenia. To nie jest encyklopedia lankijska, tylko kilka spostrzeżeń i obserwacji, które wydały mi się ciekawe. Z dodatkiem kilku zdjęć, na razie z telefonu, tak że przepraszam za jakość.

#1: Godzina w korku to nic takiego

Polak ciągle narzeka na korki, zły stan dróg, niedobór autostrad. Ale prawdziwy powód do narzekania znajdzie dopiero, kiedy odwiedzi Sri Lankę. Co prawda, tutaj mało kogo stać na normalny samochód - trzeba go sprowadzić z zagranicy i jeszcze zapłacić horrendalne cło. Jednak niemal każdy ma jakiś pojazd. Jezdnie są pełne tzw. tuktuków - wygląda to trochę jak ryksza, ale ma silnik (chyba motorowy) i daszek. W tuktuku mieści się 3 pasażerów, ale jeśli ktoś się uprze, to zapakuje i 5 osób, oni są tu raczej drobni. Te pojazdy spełniają także rolę taksówek.

Drogi, poza autostradami, wiodą przez miasta i miasteczka. U nas jeździ się przez taki teren pięćdziesiątką - tutaj 20 km/h to czasem za dużo. Między samochody wciskają się tuktuki, między tuktuki wciskają się skutery, w tym wszystkim pałętają się dzieci, półnadzy staruszkowie w spódnicach, dzikie psy, pasące się krowy, a w terenach górskich małpy i podobno słonie. Pasy ruchu nie istnieją, a standardowym sygnałem wyprzedzania jest klakson. 

I pomyśleć, że nie mogłam uwierzyć w konieczność zarezerwowania 3 godzin na pokonanie 60 km z lotniska do hotelu.

#2: Palma kokosowa to żywiciel rodziny

Z kokosa można zrobić absolutnie wszystko, bo palmy rosną szybko i dostarczają bardzo różnorodnego surowca. Kokos to materiał budowlany (drewno i dachówki), powroźniczy (włókna), meblowy i dekoracyjny, a także pasza dla zwierząt (liście), opał (kora), lekarstwo (korzenie), kosmetyk (olej), produkt spożywczy (miąższ i mleko) oraz półprodukt alkoholowy (z soku palmowego robi się tzw. arrack, który smakuje trochę jak whisky).

Zastosowania spożywcze kokosa też są bardzo różnorodne. Mają tu na przykład coś, co nazywa się pol sambola - coś w rodzaju sałatki z wiórków kokosowych, sproszkowanego chili i soku z limonki. Niewiedza w tym temacie prawie mnie zabiła, bo kiedy zobaczyłam napis "coconut sambola", to stwierdziłam, że skoro kokos, to nie może być ostre. A było. Ale o jedzeniu może innym razem, bo mam kolejną rewelację.

#3: Bez męża jestem nikim

Teoretycznie kobiety mają tu takie same prawa jak mężczyźni: chodzą do szkoły, mogą studiować, głosować, pracować. Wprawdzie małżeństwa są aranżowane, ale wszystko odbywa się za zgodą dziewczyny. Ale prawo prawem, a obyczaje obyczajami. Tradycyjny patriarchat ma się doskonale. Białym turystom oczywiście wolno więcej - trzymanie się za ręce czy pocałunek na widoku nikogo raczej nie zgorszy, ale i tak jestem niewidzialna.

Dosłownie. Do Niego zwraca się miejscowy przewodnik, kelner, sprzedawca piszczałek, kierowca, boy hotelowy i każdy inny Lankijczyk płci męskiej. On reguluje rachunki, podpisuje kwity i odpowiada na pytania - nawet o to, co JA będę piła do kolacji. Pod względem podejścia do kobiet jest tu jak wśród ortodoksyjnych żydów albo muzułmanów, wyjąwszy wielkie kiece. Mnie to raczej bawi, bo niedługo tu zostanę, ale już wiem, że ta krótka wizyta pozwoli mi bardziej docenić ten status, który kobietom Zachodu wywalczyły sufrażystki.

#4: Cynamon jest słodki

Kiedy byłam mała, uznałam, że skoro serek z cynamonem i cukrem jest dobry, to sam cynamon też musi świetnie smakować. I wpakowałam sobie do buzi całą łyżkę tego wątpliwego przysmaku. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że cynamon to sproszkowana kora azjatyckiego drzewa.

Co właściwie się zgadza, tyle że chodzi nie o to, co my nazywamy korą. By uzyskać cynamon, jaki znamy, trzeba okorować gałązkę cynamonowca cejlońskiego, następnie opukać odsłonięte drewno, naciąć je i delikatnie oderwać. Tak uzyskane płatki mają słodki smak i intensywny zapach, dużo bardziej wielowymiarowy niż sproszkowany cynamon w torebkach, jaki można dostać w polskich sklepach. 


#5: Pijemy kurz herbaciany

Serio! 
Czarna herbata z Cejlonu ma kilka stopni rozdrobnienia - najmniej połamane listki oznaczone są literą P, a te najbardziej rozdrobnione to BOPF. Niżej w klasyfikacji jest tylko DUST, czyli kurz/pył herbaciany, który za śmieszną cenę sprzedawany jest molochom produkującym herbatę torebkową.

Wbrew popularnemu mitowi, nie jest dodatkowo barwiony, żeby gotowy napar był ciemniejszy. Nie ma takiej potrzeby, bo im bardziej rozdrobnione listki, tym ciemniejsza barwa gotowej herbaty (oraz większa gorycz i słabszy aromat). Ale jeśli słyszeliście, że herbatę torebkową zamiata się miotełkami spod maszyny rozdrabniającej, to potwierdzam - widziałam to na własne oczy!