1 marca 2015

Hefalump #7. Mój luty


12 migawek z najkrótszego miesiąca w roku: kokosy, ocean i klejnoty.

Minęło już 5 dni, odkąd wróciłam z wakacji, ale wciąż zaliczam dość bolesną aklimatyzację. Dzisiaj na przykład obudziłam się o wpół do siódmej. W niedzielę! Po kilku próbach zaśnięcia z powrotem skapitulowałam i powlokłam się do kuchni. Niech chociaż tyle pożytku będzie z tego wczesnego wstawania, że zjem porządne śniadanie i opublikuję nowego Hefalumpa - pomyślałam.

Za punkt honoru postawiłam sobie, żeby pojawiły się tu również zdjęcia niezwiązane z moim wyjazdem. Nie chcę Was przecież nudzić. Ale jeśli macie ochotę na więcej lankijskich wpisów - kolejne ciekawostki albo przekrój przez tamtejsze jedzenie - dajcie mi znać w komentarzach.

A wracając do lutowych zdjęć...

#NewIn


Jednym z dóbr naturalnych Cejlonu są szafiry i inne kamienie szlachetne. Traf chciał, że szlifiernię i sklep odwiedziliśmy 14 lutego, więc On miał doskonałą okazję, żeby zrobić mi walentynkowy prezent.

Pasta cukrowa Sweet Skin to prezent od Zosi z bloga Sophie.am. To jedyny sposób trwałej depilacji, który w ogóle mogę stosować i jestem bardzo zadowolona z pierwszych prób.

Sukienka z trzeciego zdjęcia pochodzi z kolekcji Jaspera Conrana dla Debenhams i w całości wygląda tak. Kupiłam ją jeszcze w zeszłym roku, ale nie miałam okazji w niej chodzić, bo było za zimno. Za to na tropikalną plażę nadała się idealnie!

#Food


Woda kokosowa prosto od krowy, czyli najlepszy sposób na uzupełnienie płynów na wakacjach. Podobno jest naturalnym izotonikiem, a jej skład chemiczny przypomina do złudzenia osocze ludzkiej krwi. Ale to bez znaczenia - grunt, że jest przepyszna.

Tagliatelle ze zdjęcia zjadłam w krakowskiej restauracji Portobello - tej samej, w której urządzaliśmy poślubny obiad. Makaron robią tam na miejscu, a sos z gorgonzoli wart jest grzechu.

Hummus zrobiłam na wczorajsze spotkanie z cyklu Zadzieram kiecę i lecę. Przez kilka godzin gadałyśmy w babskim gronie o jedzeniu i podróżach, a biletem wstępu były potrawy i produkty z całego świata.

#FromWhereIStand


Słodkie zapachy, relaksująca muzyka i światło świec - to nie wstęp do "50 twarzy Greya", a skrócony opis rytuału czekoladowego w FBI. Zafundowałam sobie takowy po powrocie z wakacji, żeby trochę wyrównać opaleniznę. Było warto.

W lutym miałam okazję podróżować dwiema legendami polskiego transportu: Pendolino (na drugim zdjęciu) i Dreamlinerem. Chciałabym, żeby wszystkie pociągi i samoloty tak wyglądały.

Ostatnie zdjęcie to brzydkie buty do gry w kręgle. Pierwszy raz w życiu stałam na torze i trzymałam w ręku dwunastokilową kulę. Spodobało mi się!

#me


Ostatniego dnia pobytu trochę popsuła nam się pogoda - pewnie po to, żeby nie było żal wyjeżdżać. Dlatego żegnałam się z morzem w wietrzny, pochmurny wieczór.

Kapelusz, okulary i krem z filtrem 50 to moje obowiązkowe wyposażenie na wakacje. Całkiem blada nie jestem, bo opalamy się nawet siedząc w cieniu, ale za to uniknęłam poparzeń słonecznych.

Gdybyście zastanawiali się, czy warto jechać na wakacje w lutym, odpowiadam: trzy razy TAK. Nałapałam słońca na zapas na całe kilka miesięcy.

WYZWANIE KSIĄŻKOWE: 5/15


W lutym przeczytałam dużo, bo niemal 3000 stron. Jednak nie wszystkie książki pasują do listy. W tym miesiącu odhaczyłam książkę wydaną w 2014 "Król biurowej klasy średniej", zekranizowaną "Jedz, módl się, kochaj", o zbrodni "Wszyscy jesteśmy podejrzani" i o mieście, w którym byłam (Londynie) "Undomestic Goddess", w Polsce znaną jako "Pani mecenas ucieka".

WYZWANIE FILMOWE: 2/15


Obejrzałam komedię, w której nie gra Karolak (a nawet dwie, bo to był "Kiler" i "Kilerów 2-óch") oraz film z 2014 "Facet (nie)potrzebny od zaraz".

LUTOWE WPISY NA BLOGU:



Nie chcesz przegapić nowych wpisów?
Obserwuj blog na Facebooku lub przez Bloglovin!