Tyle możliwości, czyli co zrobić z nazwiskiem po ślubie.
Osoby wstępujące w Polsce w związek małżeński (zarówno kobiety, jak i mężczyźni - tu prawa są zrównane, i dobrze!) mogą obecnie wybrać jedną z pięciu opcji:
- oboje pozostaną przy swoich nazwiskach,
- kobieta przyjmie nazwisko mężczyzny,
- mężczyzna przyjmie nazwisko kobiety,
- jedno z nich zdecyduje się na podwójne nazwisko w wybranej kolejności,
- oboje zdecydują się na podwójne nazwisko w wybranej kolejności.
Większość wybiera drugą opcję.
Według światowych statystyk, jest to 80% kobiet. Pozostałe 20 albo nie chce, albo nie może podjąć innej decyzji (w niektórych krajach nie ma tylu możliwości albo obowiązują tam inne tradycje, np. odsetek kobiet pozostających przy własnym nazwisku jest podobno najwyższy w krajach skandynawskich... i, o dziwo, w arabskich).
Przy okazji wpisów okołoślubnych ktoś z Was spytał, dlaczego zmieniłam nazwisko, skoro jestem feministką. Przyznam, że opadła mi szczęka, kiedy przeczytałam ten komentarz! Przyglądałam się uważnie, nawet wyczyściłam okulary - i nijak nie potrafię dostrzec związku między tymi dwoma faktami. Czyżby tylko dla mnie było oczywiste, że nazwiska w naszej kulturze zawsze pochodzą od mężczyzn i że w związku z tym nie ma się co, jak mówią Ślązacy, "ciepać" o takie drobiazgi? Sprowadzanie feminizmu do tego, że wolę mieć nazwisko od ojca niż od męża, jest po prostu śmieszne.
Wracając do tematu, tak naprawdę żadna opcja nie jest idealna. Kobietom niezmieniającym nazwiska lud wypomina, że wstydzą się wyjścia za mąż albo straszy trudnościami w urzędach; jakakolwiek zmiana pociąga za sobą konieczność wymiany wszystkich dokumentów i powiadomienia różnych instytucji, co bywa uciążliwe; nazwiska podwójne są często postrzegane jako pretensjonalne czy wręcz śmieszne, a zazwyczaj przydługie. Czego nie zrobisz, będziesz żałować.