11 grudnia 2015

Jak polubiłam (świąteczne) porządki


O znajdowaniu złotego środka między syfem a perfekcjonizmem.

Dla 77% Polaków święta wiążą się z robieniem generalnych porządków. Jednocześnie większość z nas nie cierpi sprzątać - najbardziej znienawidzone czynności to mycie okien i lodówki, prasowanie, mycie podłogi, odkurzanie, zmywanie naczyń. W dodatku to wszystko zajmuje nam prawie 40 godzin (w samym grudniu). I większość odwalają kobiety, i to z własnej woli, ciągnięte za sznurki perfekcjonizmu pod flagą "poprosiłabym męża, ale on tego nie zrobi tak dobrze jak ja".

To ja się nie dziwię, że nie cierpicie świąt.


Bo też tak kiedyś miałam. Gdyby nie te przeklęte porządki i coroczna spina jak przed wizytą Małgosi Rozenek z białą rękawiczką (paradoksalnie - święta spędzaliśmy zawsze we własnym gronie, bez wścibskich gości zaglądających pod meble i węszących, do czego by się tu przyczepić), naprawdę lubiłabym Gwiazdkę. Bo prezenty, bo luz, bo pyszne jedzenie (należę do tych ludzi, którzy uwielbiają barszcz i makowiec, a moi rodzice do tych wspaniałych osób, które nie zmuszali dzieci do jedzenia i woleli nagiąć tradycję tak, by ośmiolatka i czterolatek dostali w Wigilię paluszki rybne, skoro nie chcą tknąć niczego innego).

Ze mną sprawa ma się tak, że jednocześnie nie cierpię żyć w syfie i ciągle czegoś szukać, a z drugiej naprawdę nie przepadam za większością domowych czynności. Wykonuję je, bo muszę, bez specjalnego nabożeństwa. I buduję ołtarzyk zmywarce i pralce, bo odwalają za mnie kawał (mokrej) roboty. Kolejny kawał zdejmuje mi z głowy On, bo wyszliśmy ze słusznego założenia, że skoro mieszkamy razem i oboje pracujemy zawodowo, to obowiązki powinniśmy podzielić po równo. 

Więc sprzątamy na bieżąco, przez cały rok. 


Bez zbędnego rytualizowania tych czynności i przypisywania ich sztywno do jakichś okresów w roku. Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie będzie po ośmiogodzinnym dniu pracy, po ciemku, pucował okien przy 10-stopniowym mrozie - tylko dlatego, że jest grudzień! Myjemy podłogę, kiedy jest brudna, a okna, kiedy przestają być przezroczyste. (Podpowiedź: zdjęcie, wypranie i powieszenie firanek to kwestia 30 minut - sprawdzałam ze stoperem! - a daje efekt prawie jak po umyciu okien). Podobne podejście mamy do szafek w kuchni, szaf z ubraniami, łazienki, regałów z książkami, pajęczyn po kątach, kurzu za kanapą, lepiącego się piekarnika, śmierdzącej lodówki i wszystkiego innego, co się brudzi i co czasem trzeba umyć, wyszorować bądź chociaż przetrzeć.

Generalne porządki przestały być straszne, odkąd przestałam je robić.


Tym zdaniem mogłabym podsumować niniejszy wpis, ale to jeszcze nie koniec. Bo świąteczne porządki stresują nas wszystkich nie tylko dlatego, że lista rzeczy do zrobienia jest dłuższa niż streszczenie "Mody na sukces". To wielowymiarowy problem, obejmujący toksyczne relacje z rodziną, presję społeczną, nabyty perfekcjonizm (z tym nikt się nie rodzi, ale terapia pozwala się wyleczyć). Wiem, że nie jest łatwo uwolnić się ze szponów źle rozumianej tradycji. Ale zaręczam, że warto choć spróbować. Dla świąt bez stresu, pełnych radości ze spędzania czasu w ulubiony sposób. 

Bo wiecie, święta nadejdą w tym samym terminie co zawsze.
Bóg się urodzi, a moc struchleje.
Nawet jeśli będziecie mieć brudne okna i bałagan w szufladzie z majtkami.
Potwierdzone info.