23 grudnia 2015

Symbolika potraw świątecznych


Wigilijne smaki i co one znaczą. Dlaczego wigilia to uczta dla duchów?

W wielu polskich domach kolacja wigilijna upływa na bezrefleksyjnym opychaniu się. Jedni przy tym milczą, inni wiją się w krzyżowym ogniu pytań (w którym „znalazłaś sobie wreszcie chłopaka?” czy „kiedy ślub/dziecko/drugie dziecko?” to te najłagodniejsze), jeszcze inni desperacko próbują zachować dobre stosunki z rodziną.

A gdyby tak skierować tory konwersacji na to, co na talerzu? Temat jest przecież fascynujący. Każdy pewnie pamięta ze szkoły jakieś strzępki informacji: ryba jako symbol chrześcijaństwa, 12 potraw jak dwunastu apostołów… Może więc zdziwić, że te potrawy, na które czekacie cały rok: pierniki, pierogi z grzybami, makowczyk (cium, cium, pyszulka) – nie mają wiele wspólnego z religią. A przynajmniej nie z tą, której uczy się w polskiej szkole.

RYBA


Prawdą jest, że to symbol chrześcijaństwa, i to od samego początku, podczas gdy krzyż pojawił się dopiero w VI wieku. Ale dlaczego akurat ryba wiązała się z religią stworzoną przez Chrystusa? Długo by opowiadać, więc napiszę skrótowo: w kulturach Bliskiego Wschodu ryby to zwierzęta, które należą jednocześnie do świata żywych i do podziemnej krainy zamieszkiwanej przez umarłych. Wierzono bowiem, że wszystkie morza i rzeki łączą się z wodami, które płyną przez zaświaty. Przez takie powiązania ryba stała się symbolem odrodzenia i nowego początku, a więc idealnie pasowała zarówno do Mesjasza, jak i na kolację świąteczną z okazji przesilenia zimowego. 

Przy tej okazji dodam, że obecność karpia na naszych stołach to bardzo nowy wynalazek. Upychanie tej ryby w ciasnych basenikach, duszenie jej za pomocą foliowych toreb czy trzymanie biduli w wannie kosztem kilkudniowych zabiegów higienicznych całej rodziny NIE JEST chrześcijańską tradycją. Traktujmy ryby po ludzku!

MAK


Pamiętacie „Dziady”? Ziarnka maku dawał Guślarz zjawom, by przestały niepokoić żywych. Usypiające i halucynogenne właściwości maku znane były od dawna i wiązane z duchami oraz bóstwami śmierci. Jednocześnie makówka symbolizuje płodność i obfitość, więc warto sięgać po nią w okresie, w którym losy przyszłorocznego urodzaju dopiero się ważą.

MIÓD


Niezmiernie ciekawy produkt, który stoi w połowie między światem zwierząt a światem roślin. Antropologia stosuje wobec takich rzeczy określenie „liminalny”, czyli pozostający w stanie zawieszenia. Nasi słowiańscy przodkowie dobrze wiedzieli, że miód się nie psuje i że ciasta z jego dodatkiem można przechowywać bardzo długo. Stąd już było blisko do stwierdzenia, że miód zapewnia zdrowie, długowieczność, a nawet nieśmiertelność. Przypisywano mu wiele właściwości nie z tej ziemi, dlatego nie mogło go zabraknąć w najbardziej magiczny i pełen znaczeń wieczór w roku.

Słodycz miodu to także bogactwo, szczęście i obfitość. Dlatego też współcześnie z okazji świąt sięgamy po marcepan, czekoladę, nugat, bakalie i inne słodkości. W końcu każdy chce mieć słodkie życie.

GRZYBY


Roślina, której nie dało się zasiać ani posadzić. W dodatku rośnie w tajemniczym i niebezpiecznym miejscu, jakim jest las. I jeszcze taka podobna zupełnie do niczego… W grzybach bez wątpienia kryje się coś magicznego! Dlatego właśnie uznano je za jedno z ogniw pośrednich między tym a tamtym światem – nie tylko na naszych ziemiach, ale i w wielu innych kulturach. W uszkach, pierogach czy kapuście, grzyby symbolizują przemijanie, ale i nieśmiertelność duszy.

NASIONA


Sianko pod obrusem przyjęło się uznawać za nawiązanie do stajenki, w której przyszedł na świat Jezus. (Czy tylko mnie na samą myśl o panujących tam warunkach sanitarnych przeszywa dreszcz?) Tymczasem to spadek po kulturze agrarnej, która wedle zasady magii sympatycznej nakazywała stawiać snop zboża w domu, by zapewnić obfitość plonów. Z tego samego powodu na stole stawiamy w Wigilię potrawy z kaszą, siemieniem lnianym, ziarnami pszenicy. Chcemy przyciągnąć urodzaj i dobrobyt, jeśli nie na polu, to chociaż w domu i w portfelu.

OWOCE I ORZECHY


Jabłko w pierwszej chwili może kojarzyć się z owocem, którym Ewa skusiła Adama. Niby słusznie, ale nie do końca. Po pierwsze, w Biblii nie ma nic na temat jabłka (poważnie! wąż mówił o owocu). Po drugie, obecność jabłek w wigilijnych daniach ma, zupełnie trywialnie, zapewniać zdrowie i siłę. Z kolei jedzenie gruszek przyczynia się do długiego życia, a suszone śliwki, poza poprawianiem trawienia, odpędzają złe moce. Zaś orzechy to znany od dawna symbol obfitości, dobrobytu, bogactwa, zdrowia i tężyzny fizycznej. 

Na koniec ciekawostka: według dawniejszych wierzeń liczby parzyste przenosiły pecha, więc zarówno potraw, jak i biesiadników przy stole wigilijnym było zawsze nie do pary. Dobrze, że tradycja ewoluowała jedynie pod kątem 12 potraw, bo trudno przecież wyprosić kogoś od stołu tylko dlatego, że ma nieszczęście być tym parzystym...


W te święta życzę Wam dużo czasu z dala od komputera, wielu ciekawych tematów do miłych rozmów przy stole oraz spełnienia wszystkich marzeń i planów. Do zobaczenia 28 grudnia - wtedy jak zwykle pojawią się w Waszych skrzynkach moje Faworki. A jeśli znajdziecie chwilę, podzielcie się ze mną w komentarzach swoim wigilijnym menu. Chętnie o nim poczytam, a tymczasem... smacznego!