69 książek i inne fajne liczby z minionego roku.
Dopiero kiedy dzisiaj rano w noworoczny poranek usiadłam w kuchni nad kubkiem "inkao" i włączyłam komputer, uświadomiłam sobie, jak bardzo potrzebne są mi takie podsumowania. Kiedy patrzę za siebie, mam wrażenie, że ostatnie 12 miesięcy było jakąś szaloną karuzelą, której bezustanna jazda w kółko wywoływała we mnie zawroty głowy. Was też to jakoś dotknęło, bo od czerwca publikowałam najwyżej jeden wpis tygodniowo, nie mogąc się zupełnie ogarnąć z wolnym czasem.
Tak że ten wpis stworzyłam z potrzeby czysto egoistycznej:
chciałam sobie poukładać miniony rok. Mam nadzieję, że uda mi się teraz trochę wyhamować (staram się!), bo życie w stylu slow odpowiada mi dużo bardziej niż biegi na czas.
|
Sri Lanka, luty.
W przeciwieństwie do mnie, Budda zawsze zachowywał zen. Nawet kiedy wokół miał bezdomne psy i resztki czyjejś łazienki. |
|
Sri Lanka, luty. Buddyjska flaga modlitewna na wyspie Kothduwa.
Sznurek od mnicha, który tam dostałam, miał zerwać się po 2 tygodniach, ale noszę go do teraz. |
Co się udało?
52 książki i 15 książek na 2015 - pełny sukces!
Przeczytałam 69 książek w całości, zaczęłam kolejne 7, a przy tym zrealizowałam całe
wyzwanie, które sama stworzyłam. Wszystko dzięki temu, że od marca jeździłam do pracy sama, więc codziennie miałam co najmniej 2 godziny na lekturę. Sporo czasu spędzałam też w pociągach i innych zbiorkomach. Łącznie mam za sobą prawie 22 tysiące stron, co oznacza, że poświęciłam ponad 9 dób na lekturę.
Obejrzałam 40 filmów, w tym 16 polskich, ale jeśli chodzi o
wyzwanie filmowe, to nie zdołałam go ukończyć. Część filmów wciąż czeka w kolejce na moment, kiedy uda mi się znaleźć czas na ich obejrzenie.
|
Londyn, wrzesień. Taką mieliśmy pogodę na pierwszą rocznicę ślubu - i taki widok w porze lunchowej. |
Dość sporo
rysowałam, korzystając z rysika w telefonie. Trudno mnie nazwać mistrzem kreski i pewnie zawsze będę amatorem, ale tworzenie szybkich szkiców-komiksów sprawia mi mnóstwo frajdy, dlatego chciałabym w tym roku spróbować zmierzyć się z tabletem graficznym. Dużo też
gotowałam (na makaroniki i inne czasochłonne wypieki nie znalazłam czasu, ale wypróbowałam kilkadziesiąt przepisów z Pinteresta i regularnie eksperymentuję z kuchnią wegańską i modnymi "superfood").
|
Kraków, grudzień. Z roku na rok jestem coraz bardziej zadowolona z moich pierników. |
Kwiecień Bez Zakupów i inne nieplanowane sukcesy
Nie sądziłam, że niewinny
eksperyment z niekupowaniem wywrze na moje życie tak duży wpływ. Mimo totalnego zabiegania, które wypełnia moją codzienność, czuję się spokojniejsza i szczęśliwsza. Mam poczucie dużo większego luzu, nie tylko w kwestii konsumpcji - bo skoro udowodniłam sobie, że można nie kupować i wcale za tym nie tęsknić, to te wszystkie rzeczy, które "muszę" robić, też zależą tylko od mojej woli. Fajnie było się o tym przekonać na własnej skórze.
|
Balkon, czerwiec. Celebracja małych (i darmowych) przyjemności. |
W sierpniu spontanicznie wpadłam na pomysł
akcji Jestem Jedną z Nich. Niespodziewanie dla mnie, okazała się sporym sukcesem - duża w tym zasługa
blogerek, które brały udział! - i już zastanawiam się, jak w tym roku świętować Dzień Równości.
Dwukrotnie zdecydowałam się wypełznąć ze swojej introwertycznej skorupki. Listopadowy udział w Serialkonie uważam za sukces, bo udało mi się wygłosić prelekcję, która została bardzo ciepło przyjęta, oraz być częścią dwóch ciekawych paneli dyskusyjnych i nawet powiedzieć coś sensownego. A ja bardzo, bardzo, BARDZO nie lubię występów publicznych, mówienia do mikrofonu i sytuacji, w której "tysięczny tłum spija słowa z mych ust".
Z rzeczy bardziej przyziemnych - prace nad moją skórą wciąż trwają. Co prawda pozbyłam się Apacza i różnych szkodliwych dla cery nawyków, ale od skóry pięknej bez makijażu trochę mnie jeszcze dzieli. Za to dzięki radom
pani Olimpii nauczyłam się malować i nie wyglądać przy tym jak smutny klaun.
|
Londyn, wrzesień. Wciąż w poszukiwaniu swojego stylu, ale chyba jestem bliżej niż dalej. |
Co się nie udało?
Cała reszta. I może na tym zakończmy tę wyliczankę, bo z rozpamiętywania porażek nie przynosi nic dobrego. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby w 2015 się rozwijać i pod wieloma względami mi się to udało. Kropka.
|
Kraków, grudzień. Moje drugie święta "u siebie", powoli się przyzwyczajam. |
Gdzie byłam?
Poza podróżą poślubną na Sri Lankę, weekendowym wypadem do Wrocławia, kilkoma dniami we Florencji i rocznicowym wyjazdem do Londynu odwiedziłam też mnóstwo fajnych miejsc w Polsce. Mogłabym je tu wszystkie wymienić (nie byłabym sobą, gdybym nie wpisywała ich do kalendarza!), ale ten wpis już jest bardzo długi. Jeśli chcecie być na bieżąco,
zapiszcie się na Faworki - w tym miesiącu na pewno pojawią się tam jakieś moje "ulubione".
|
Wrocław, maj. Od tego miejsca co roku dzieliło mnie tylko 3 godziny pociągiem. |
|
Ze wszystkich miast w Polsce oczywiście najbardziej kocham Kraków. Ale zaraz po nim jest Wrocław. |
Co planuję?
Przyjrzawszy się liście celów na 2015, zrozumiałam, że od kilku lat zmierzam ku jednemu celowi. A imię jego
dobrostan. Taki ogólny, fizyczny i psychiczny. Począwszy od zrównoważonej diety, odpowiedniej pielęgnacji, sensownej szafy i pasującej do mnie aktywności fizycznej, poprzez racjonalne zarządzanie finansami i doprowadzenie mieszkania oraz stanu posiadania do fengszuja, a skończywszy na dbaniu o związek, rozwijaniu kreatywności, zachowaniu równowagi między pracą zawodową a życiem, pielęgnowaniu tylko wartościowych relacji oraz korzystaniu z internetu i niepozwalaniu, żeby to on korzystał ze mnie.
|
Florencja, sierpień. Kiedy czuję, że wszystko dzieje się za szybko, chwila sam na sam z kartką i ołówkiem pomaga mi zwolnić. |
Niektórzy nazywają to po prostu szczęściem. Niezależnie od tego, co jest Waszym celem, w nadchodzącym roku chciałabym życzyć i sobie, i Wam, żeby jak najwięcej było chwil, w których myśli się "tak mogłoby być zawsze".
|
Florencja, sierpień. Właśnie tak mogłoby być zawsze. |