5 prezentów, za które Twoje ciało będzie Ci wdzięczne.
Pamiętacie, jak przy okazji podsumowania roku pisałam o dobrostanie? Osiągnięcie jako-takiej harmonii we wszystkich aspektach życia to chyba najtrudniejsze zadanie, jakie możemy przed sobą postawić. Nie wiem, czy ten proces się kiedykolwiek kończy (chyba nie!). Ale wiem, co może go zapoczątkować. To ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że Twoje ciało jest Tobą, a Ty jesteś swoim ciałem.
Takie holistyczne podejście nie jest niczym nowym... A jednak wciąż potrafimy myśleć o ciele jak o maszynie, która może funkcjonować na oparach snu i kawy, bez serwisowania, corocznych przeglądów, koniecznych napraw. Niektórzy lepiej traktują swój samochód niż siebie samych. Do własnego ciała mają podejście tresera, nadzorcy niewolników, sędziego, dręczyciela, kata... albo kontroli skarbowej.
Tymczasem o każdy dobry związek trzeba dbać. Odkąd zaczęłam myśleć o sobie i moim ciele jak o partnerach w bardzo bliskiej i nierozerwalnej relacji, regularnie daję sobie prezenty. To procentuje! Czuję się lepiej fizycznie, mniej choruję, a dodatkowo jestem tak zwyczajnie szczęśliwsza.
PREZENT #1: SEN
Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na pytanie, ile powinniśmy spać. Wszystko zależy od naszego wieku, trybu życia, indywidualnych potrzeb... i hormonów. Przykładowo, okres przekwitania sprawia, że potrzebujemy mniej snu i ogólnie funkcjonujemy na nieco spowolnionych obrotach. Z kolei u kobiet w ciąży oraz młodych matek liczba i czas trwania faz REM zmieniają się diametralnie, dostosowując organizm do częstszego wstawania i krótszych drzemek.
Długotrwałe deficyty snu, które sobie fundujemy, "bo studia", "bo w pracy się zawali, jeśli tego nie zrobię osobiście", "bo impreza", "bo fejs", "bo gra", bardzo mocno wpływają na to, jak funkcjonujemy na co dzień. Mózg lubi na spokojnie wszystko sobie przetworzyć i kiedy go miesiącami przeciążasz, to działa tak, jak nigdy nierestartowany komputer. Czyli mało efektywnie. Dlatego przyjrzyj się swojemu rytmowi snu i zacznij go regulować. Najlepiej od dzisiaj.
PREZENT #2: RUCH
W latach 90 wszyscy ćwiczyli aerobik, dzisiaj modne jest bieganie. Ale ruch to nie tylko sport. Czasem wystarczy iść na spacer - mówią, że najzdrowiej jest zrobić co najmniej 10 000 kroków dziennie - czy porozciągać się po całym dniu przy biurku albo wysiąść przystanek wcześniej. Ja nie cierpię się pocić na siłowni czy machać nogą dla samego machania (a nawet dla Chodakowskiej). Trochę mi zajęło, zanim znalazłam formy ruchu, które mi odpowiadają (taniec, joga i pływanie, lubię też po prostu spacerować). Ale wtedy odpadł mi problem zmuszania się i motywacji do ćwiczeń. Robię to, co sprawia mi przyjemność.
PREZENT #3: JEDZENIE
Temat-rzeka, zwłaszcza dla mnie, bo unikam skrajności. Jednego dnia mam przemożną ochotę na superzdrową sałatkę (ostatnio moim hitem są buraczki z kozim serem, rukolą, garstką orzechów i winegretem), innym razem zabiłabym za coś bardzo niezdrowego. Wiecie, jestem z tej frakcji, dla której zrównoważona dieta oznacza jedno ciasteczko w każdej ręce.
Ale uważnie przyglądam się temu, jak mój organizm reaguje na pewne produkty. Nie eliminuję ich całkowicie - raczej szukam lepszych zamienników. I tak pizzę wolę zrobić w domu, na cienkim cieście z mąki pełnoziarnistej, z dużą ilością zieleniny. Nie piję kawy w kawiarniach, bo najbardziej smakuje mi domowa zbożowa z bezlaktozowym mlekiem, a sklepowe sojowe ma posmak mydła i fatalny skład). Makaron też wolę zjeść w domu niż robić w knajpie burdę o to, że nie jest al dente. (Prawie nigdy nie jest!). Omijam półki z kupnymi słodyczami - zamiast pustych kalorii wolę delektowanie się gorzką czekoladą z hipsterskimi dodatkami. Albo domowe ciasto, najlepiej z owocami. Przez większość czasu (9 na 10 posiłków) trzymam się zasad metody Montignaca, bo widzę, że to dieta odpowiednia dla mnie. I każdego zachęcam, żeby znalazł taką dla siebie.
PREZENT #4: BRAK TRUCIZN
To też jest temat rzeka, zwłaszcza że najnowsze badania dowodzą, że przez stulecia umierali wyłącznie ludzie, którzy pili wodę i oddychali mieszanką azotu z tlenem... A poważnie: wino jest dobre i zdrowe, ale alkohol to wciąż toksyna, więc nie można z nim przesadzać. Kofeina i teina w dużych ilościach też źle działają na ciało. Słodki smak podobno działa na mózg tak samo jak narkotyki, a jeśli sądzisz, że narkotyki lub tytoń są dobre lub zdrowe, to chyba się nie dogadamy.
W kwestii trucia się z zewnątrz: mycie się jest zdrowe, ale jeśli używasz do tego środków tożsamych składem z Ludwikiem, to razem z brudem spłukujesz ze skóry wszystko inne, a to jej szkodzi. Wszystko, z czym ma kontakt Twoje ciało, może być trucizną. Dlatego czytaj składy jedzenia, picia, kosmetyków, środków piorących i ubrań. Może pomyśl o wyprowadzce do czystszego miasta. I zastanów się, czy naprawdę musisz myć łazienkę chlorem.
PREZENT #5: DOBRY BIUSTONOSZ
Wiem, że to nie miał być wpis o cyckach, ale dziewczyny: odpowiednio dobrany biustonosz to jest inwestycja w Wasze zdrowie, nie tylko kwestia estetyki. Źle dopasowany nie tylko masakruje kształt biustu, ale i nie podtrzymuje (więc grawitacja działa, a zapewniam, obwisają nawet małe piersi - noszę 65E, więc wiem). Brak odpowiedniego podtrzymania może powodować problemy z oddychaniem, bóle w klatce piersiowej, bóle barków i kręgosłupa, a nawet migrenowe bóle głowy. Bywa, że przez zbyt ciasne miseczki robią się w piersiach torbiele i inne guzki.
Całkiem długa lista jak na taki drobiazg, prawda? Jasne, zakupy w sklepie z brafitterką to koszt co najmniej 100 zł, ale taki biustonosz wystarcza na parę lat, jeśli o niego odpowiednio dbać. I wciąż wychodzi taniej niż zabiegi chirurgiczne, a w dodatku nie boli. Jeśli nie wiecie, dokąd iść po dobry stanik, polecam tę mapę.