Pierwsza myśl w głowie kogoś, kto nie czyta komiksów: kolejna żałosna, bezsensowna, mało ambitna naparzanka. Kiedy jednak zobaczyłam obsadę - w roli głównej uwielbiany przeze mnie Robert Downey jr., do tego Jeff Bridges i Gwyneth Paltrow - stwierdziłam, że warto.
I nie pomyliłam się. "Iron Man" to dwie godziny przyjemnej dla oka i ucha rozrywki. Downey na papierowym bohaterze komiksu zbudował realistycznego bohatera i bez patosu, za pomocą bardzo oszczędnych środków pokazał jego wewnętrzną przemianę. Dialogi są ciekawe i w wielu miejscach dowcipne, jednak nie dominują akcji - co często zdarza się, gdy reżyser chce zbyt dogłębnie tłumaczyć widzowi, co też miał na myśli. Dodatkowy plus za muzykę (film otwiera AC/DC, zamyka Black Sabbath).
Scenariuszowi można by zarzucić brak realizmu, a reżyserowi - zbytnie wysługiwanie się ekspertami od efektów specjalnych, ale czy nie tego właśnie należy oczekiwać po ekranizacji komiksu science-fiction?
Iron Man, USA 2008