23 grudnia 2008

Jak Rihanna


Wieczorne zajęcia: ja czytam (w łóżku, moje ulubione miejsce do czytania), On podciąga się na drążku, który pozostał nam po poprzednich lokatorach (drążek znajduje się w drzwiach do sypialni). Ostatnio nam wpadło do głowy rozmawiać o imionach dla przyszłych niedoszłych dzieci. Pomysł całkiem zrozumiały u przyszłych niedoszłych małżonków.

Doszliśmy szczęśliwie do consensusu w sprawie imion męskich, pora na żeńskie. Po kilku propozycjach z cyklu "tradycyjne po którejś z babć" - dla mnie nie do zaakceptowania, niezależnie od tego, czy miałyby to być nasze babcie, czy też babcie dziewczęcia pozostającego w sferze planów - zdobyłam się wreszcie na odwagę.

- Wiesz... Odkąd przeczytałam "Wesele" Wyspiańskiego, zawsze chciałam mieć córkę o imieniu Rachela... Tak ślicznie brzmi, a jeszcze można zwyczajnie zdrabniać: Rachela, Ela...
- Ela, Ela, e, e, e... - wydusza z siebie On opadając na ziemię i trzęsąc się ze śmiechu.