26 kwietnia 2009

Coś do ust


Stara śpiewka: kiedy razem gdzieś wychodzimy, ja zawsze jestem gotowa wcześniej, a to On się grzebie. Kiedy On już jest prawie gotowy, mnie przypomina się jakaś drobnostka, szukam jej w panice, poganiana przez Niego, nagle zniecierpliwionego, po czym wychodzimy przy akompaniamencie triumfu męskiego ego, wyrażonym słowami "ZNOWU musiałem na ciebie czekać, ach, te kobiety". Tak było i wczoraj.

- Gotowa jesteś?
- No, już, tylko muszę coś do ust...
- Ja jestem do ust! - oznajmił dumnie On, robiąc "dzióbek" z ust.
- W zasadzie tak, tylko ty nie do końca jesteś do ust...
- Pewnie, że nie do końca. Nie zmieściłbym się.