Opowieść stara jak świat: dwie grupy istot, z których każda nazywa się po prostu Ludźmi, w bitwie o wartości: pieniądze, władzę, ojczyznę. Znamy to, prawda? Z filmów lub z historii, tej dawnej i tej całkiem świeżej. Dlatego fabuła najnowszego dzieła Jamesa Camerona jest przewidywalna do bólu. Ale w takiej formie jeszcze nie oglądaliśmy tej odwiecznej przepychanki: w 3D film wciska w fotel. I mówię to ja, antyfanka filmów akcji i efektów specjalnych.
Można "Avatar" interpretować na przykład jako manifest ekologów albo jako protest przeciwko wojnie w Iraku. Nie zacznie być przez te interpretacje filmem wybitnym, ale pozostanie kawałem dobrej rozrywki na długie (bardzo długie!) zimowe wieczory.
Tylko tłumaczenie kuriozalne. Jak zwykle w Polsce.
Avatar, USA/UK 2009