Jestem niespełnioną purystką kulinarną: wciąż poszukuję przepisów źródłowych, klasycznych, prawdziwych. Nieufnie podchodzę do nowoczesnych modyfikacji, pogardą darzę chodzenie na łatwiznę i zastępowanie gorzej dostępnych składników łatwiej dostępnymi. Cenię sobie prostotę, która zawiera się w tradycji.
Są jednak dania, które same w sobie są fuzją smakową, nowoczesnym wymysłem, kombinacją klasyki z XXI wiekiem - i w tych przepisach można pozwolić sobie na modyfikacje, za co z ochotą się zabieram. Nazywam to tuningiem potraw. Najczęściej wyrzucam z przepisu rzeczy, których On nie jada z powodu alergii czy gustów, zastępuję je składnikami mającymi według mnie polepszyć smak gotowego dania. Nihil novi, robi tak chyba każdy, kto gotuje świadomie.
W środę zrobiłam jednak coś niepodobnego do siebie: wiernie zrealizowałam przepis Pascala. No, wyjąwszy kostki smaku (nie używam) i natkę pietruszki (On ma alergię). I... nie jestem zadowolona z efektu końcowego. Co gorsza, nie mam pojęcia, co zrobić, żeby ta tarta była lepsza, bo musicie przyznać, że drzemie w niej potencjał. Przepis pochodzi z książeczki "Po prostu mi to ugotuj", zawierającej przepisy na szybkie obiady (ale nie jest szybki).
CIASTO: jak w tym przepisie.
NADZIENIE:
1 kalafior
1 l bulionu warzywnego
100 g startego emmentalera
3 jajka (osobno białka i żółtka)
czosnek
2 łyżki masła
60 g mąki
200 ml mleka pełnotłustego
gałka muszkatołowa (1 kulka)
sól, pieprz
Ciasto wyrobić, wstawić do lodówki na 30 minut.
Wyłożyć nim formę do tarty.
Kalafior podzielić na różyczki i ugotować do miękkości w bulionie.
Z masła, mąki i mleka zrobić beszamel, doprawić gałką muszkatołową.
Beszamel wystudzić, dodać żółtka i wymieszać.
Kalafior odcedzić, dodać do masy beszamelowo-żółtkowej, rozgnieść widelcem.
Doprawić czosnkiem, solą i pieprzem.
Białka ubić na sztywną pianę, pianę dodać do masy, delikatnie wymieszać.
Wylać na "miseczkę" z ciasta, wstawić do rozgrzanego piekarnika i piec w 160 stopniach (bez termoobiegu w 180) przez ok. pół godziny.
Tarta ładnie wyrosła, z wierzchu pięknie się przyrumieniła, ale w smaku była trochę zbyt mdła. Może dodałam zbyt mało czosnku? Nie chciałam, żeby jego smak zdominował kalafior, bo przecież nie o to chodzi. Nie mam pomysłu, co by ją mogło poprawić. Może wędzony łosoś?