Myślałam, że po podrywie roku nic mnie już nie zdziwi - a tu niespodzianka. Dzisiaj wjechał we mnie na rowerze pan, którego w ogóle nie powinno tam być, gdzie był. Przewrócił mnie, wylądowałam na trawniku przygnieciona rowerem.
- Przepraszam panią..! - zaczął pan żarliwie, pomagając mi wstać.
- ... - milczałam, bo byłam pewna, że jeśli się odezwę, to go zbluzgam albo zacznę płakać ze złości.
- Bo ja się na panią zapatrzyłem i nie spojrzałem na drogę!
- ..?
- Nic pani nie jest? Proszę, tu jest mój numer telefonu, jakby co - i wręczył mi jakiś karteluszek.