Oglądamy serial, w którym główna bohaterka w ramach katharsis po rozstaniu z chłopakiem ogląda wte i we wte "Dirty dancing". Jej współlokatorzy płci męskiej początkowo nie wiedzą, o co chodzi, aż w końcu decydują się obejrzeć z nią. Jeden stwierdza, że to nawet niezły film.
- Zobacz, jaki on mądry. Jak się zna - stawiam Mu za przykład.
- "Dirty dancing" to jedna z najgorszych babskich szmir, jakie kiedykolwiek nakręcono - protestuje kategorycznie On.
- Nie. Nie powiedziałeś tego - patrzę na Niego z wyrzutem.
- Powiedziałem.
- W sumie... To ma swoje plusy. Na pewno jesteś hetero*.
* W tym miejscu chciałabym wyjaśnić, że ta wypowiedź miała charakter żartobliwy. Jestem daleka od tego, żeby oceniać czyjąś orientację seksualną po preferencjach filmowych. Pozdrawiam wszystkich nie-hetero, którzy nie lubią rzeczonego filmu, oraz wszystkich hetero, którzy go lubią oraz przypominam, że "I've had the time of my life and I owe it all to you".