Nic nie poradzę, że jednym z katalizatorów łez wzruszenia jest w moim przypadku śpiew zbiorowy. Dlatego "Glee" (serial o chórze szkolnym) traktuję jako bardzo przyjemne katharsis. (Innymi katalizatorami jest na przykład wygrana, niekoniecznie moja, konkursu lub zawodów, albo ślub, ale o tym innym razem.)
- Co tam się dzieje? - surowym tonem zapytał On, słysząc moje pochlipywanie do wtóru bardzo skocznej i wesołej skądinąd piosenki.
- Nic... - pociągnęłam nosem. - Płaczę sobie.
- Ale dlaczego? - zdziwił się On. - Nie brzmi to jak coś smutnego.
- Nie brzmi - zgodziłam się. - Ale wygląda...
- Nic z tego nie rozumiem...
- No właśnie! Nie rozumiesz mnie! Bo jesteś mężczyzną! Ja chcę mieć dziewczynę zamiast takiego nieczułego chłopaka! Ona by mnie zrozumiała!