Często po kruchym czy drożdżowym cieście zostają mi białka, a ileż można jeść bezy... Dlatego zrobiłam coś eksperymentalnego. Nie są to muffiny, bo przygotowuje się je w jednej misce, bez podziału na mokre i suche składniki, nie są to również cupcakes, bo brakuje im kremu, dlatego z braku odpowiedniej nazwy ochrzciłam je babeczkami. Nie dodaje się do nich ani tłuszczu, ani mąki. W smaku przypominają trochę francuskie makaroniki, ale są bardziej ciągnące i aromatyczne.
Wykonanie babeczek wymaga trochę zachodu (tarłam czekoladę ręcznie i jej wiórki były WSZĘDZIE), ale są tego warte! Nieco lżejsza, nietłusta alternatywa dla tradycyjnych wypieków świątecznych. W smaku są BARDZO zimowe... Idealne do porannej kawy, kiedy za oknem jeszcze ciemno. (Uwaga: nawet jeśli nie lubicie gorzkiej czekolady, nie zamieniajcie jej na mleczną. Dodatek cukru równoważy czekoladę, babeczki są wystarczająco słodkie.) Przepis z książki kucharskiej "Muffiny. Małe, ale za to przepyszne", z moimi modyfikacjami.
Babeczki migdałowo-czekoladowe
przepis na 12 sztuk
200 g gorzkiej czekolady
280 g mielonych migdałów + 20 g do dekoracji
10 białek
szczypta soli
170 g cukru
kilka kropel aromatu rumowego
100 g białej czekolady (do dekoracji)
1. Czekoladę ciemną zetrzeć drobno na tarce lub używając robota kuchennego.
2. 280 g migdałów wymieszać ze startą czekoladą.
3. Białka ubić na sztywną pianę, dodawszy sól. Stopniowo dosypywać cukier, ubijając.
4. Delikatnie wmieszać do piany mieszankę czekoladowo-migdałową i dodać rum.
5. Masą wypełnić papierowe papilotki. (Do silikonowych się przyklejają!)
6. Piec przez 20 minut w 180 stopniach. Wystudzić.