Sobotnie poranki potrafią dać się we znaki, nawet jeśli się nie imprezuje w piątki. A kiedy się w taki sobotni poranek zajrzy do pojemnika na chleb i znajdzie tam wyłącznie powietrze i kilka smętnych okruszków, przyjemne rozpoczęcie weekendu staje pod znakiem zapytania.
- Nie ma pieczywa - oznajmiłam ponuro, wracając z kuchni i ładując się z powrotem do łóżka.
- Jnieide - mruknął On.
- Pójdę - uspokoiłam Go. - Ale wiesz, pomyślałam sobie, że powinna istnieć firma, która dowozi śniadania na telefon. Mogłaby się nazywać "Śniadanie do łóżka" i mieć trzy opcje: śniadanie dla studenta, takie z parówkami, trochę droższe śniadanie dla rodziny, z musli i pancakes z owocami, i takie de luxe, dla snobistycznych singli - ze świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym, tostami francuskimi i jajkiem po wiedeńsku.
- Mmm - zaślinił się On. - Mmy zzałżyć. Tko ni traz - dodał uczciwie, obracając się na drugi bok.