5 maja 2012

Lokalny patriotyzm dziwnie pojmowany


PROSTE PYTANIE, NA KTÓRE NIE MA DOBREJ ODPOWIEDZI.

Pisałam kiedyś tutaj o tym, jak trudno mi odpowiedzieć na proste pytanie "skąd jesteś?". Obecnie dziewiąty rok mieszkam w Krakowie, ale to przecież nie zmienia mojego miejsca urodzenia. Nie jestem "stąd". Jestem, jak to pogardliwie mówią tutejsi, przyjezdna - a gdybym wróciła do rodzinnej miejscowości, na pewno słyszałabym równie pogardliwe określenie "gorolka".

Nowy rasizm

Mam wrażenie, że segregacja ze względu na miasto pochodzenia - zazwyczaj zerojedynkowa, bo albo jesteś stąd, albo nie stąd, przecież innej możliwości nie ma - stała się taką nową postacią segregacji rasowej. Przepisy zakazują jasno dyskryminacji ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną. Ciekawe, że miejsce urodzenia nie znalazło się w tej wyliczance.

Odciążyłam CV

Już dawno zaniechałam podawania w CV miejsca urodzenia. Powód był prosty: zrezygnowałam z niepotrzebnych informacji, kiedy zaczęłam mieć trudności ze zmieszczeniem się na jednej stronie A4. Ponadto podanie niektórych danych może być powodem odrzucenia kandydatury już na poziomie przeglądania dokumentów. Oczywiście nie musi - ale po co zwiększać prawdopodobieństwo, i to na własne życzenie? Dlatego nie podaję stanu cywilnego, wieku ani miejsca urodzenia. Zakładam, że jeśli komuś to potrzebne do procesu rekrutacji (nie wiem, po co miałoby, ale są ludzie i kaloryfery), to zapyta. I wiecie, że nigdy nie usłyszałam pytań o to? Najwyraźniej nikogo nie obchodzi.

Gringo, cepry i hanysy

Niechęć do obcych jest mechanizmem społecznym mającym korzenie w początkach ludzkości - m.in. chroniącym przed zbytnim zagęszczeniem na danym terenie, które mogłoby okazać się zabójcze dla wszystkich zamieszkujących go grup. Stąd te określenia, każde znaczące tyle co "obcy". Każdy chyba wie, że bez szufladkowania nie da się żyć. Stereotypy będą nam zawsze towarzyszyć. Sama się odnoszę czasami z ironią do tych utartych opinii, nawet ostatnio, przy okazji tekstu o wodzie pisałam o rzekomym skąpstwie krakowian i poznaniaków. Czuję, że w żartach wolno mi robić. Dlaczego? Bo w rzeczywistości, tak na serio, nie postrzegam ludzi przez pryzmat miejsca ich urodzenia czy zamieszkania. I sama nie chcę być tak postrzegana.

Bez przesady

Pochodzę ze Śląska, gdzie przecież wszyscy są górnikami i piją na umór, a trawa jest szara. Od lat mieszkam w Krakowie, gdzie przecież wszyscy są skąpi i liczą każdy grosz. Kiedyś powinnam nienawidzić mieszkańców Zagłębia, a teraz niby warszawiaków? Ależ, na litość, mamy XXI wiek! Ludzie przeprowadzają się za rodziną, pracą, mieszkaniem. Nie tkwimy w miejscu fizycznie, więc ruszmy też nasze skostniałe poglądy, animozje i święte wojny zostawiając kibicom sportowym. Doprawdy, mamy chyba ważniejsze problemy niż to, gdzie się ktoś urodził czy wychował.