16 września 2012

Mówimy lokalnie, czyli o regionalizmach


Koniec języka 
Polska nie należy do największych krajów na świecie ani nawet w Europie - ale jednak wszyscy wiedzą, że nad Wisłą niektórzy wychodzą na pole, a inni na dwór i że Wielkopolska je pyry, Śląsk kartofle, a Podhale grule. Nie wiem, czy jest możliwe używanie wyłącznie języka oficjalnego. Chyba każdy, nawet najbardziej zatwardziały purysta językowy, wchłonął w dzieciństwie czy w młodości jakiś regionalizm.

A jest co wchłaniać!


Językoznawczyni Halina Karaś wyróżnia pięć rodzajów regionalizmów:

1. Regionalizmy fonetyczne

Najczęściej spotykane. Najsłynniejszym jest chyba kresowe ł przedniojęzykowe, tylnojęzykowe traktowanie głoski n w Polsce południowej (zamiast "panienki z okienka" słyszymy tu, z grubsza, "paniękę z okięka" - z grubsza, bo trudno to zapisać bez używania specjalistycznego zapisu fonetycznego) i wymowa "trz" jako "cz" (pociąg do Czebini odjedzie z peronu czeciego o czynastej czydzieści), pochylone samogłoski na Śląsku (dzisiej, wiy, jiy zamiast dzisiaj, wie, je), warszawskie ubezdźwięcznienia (ogrót, grat zamiast ogród, grad) czy tzw. mazurzenie (które dla wielu brzmi jak seplenienie - skoła, zycie zamiast szkoła, życie). Krótko mówiąc, to regionalizmy fonetyczne są odpowiedzialne za to "słychać, że jesteś z [tu wstaw nazwę regionu]".

2. Regionalizmy leksykalne (wyrazowe)

Częsty powód problemów komunikacyjnych. Obejmują głównie rzeczowniki konkretne: nazwy artykułów gospodarstwa domowego, mebli, ubrań, roślin, produktów spożywczych i potraw, osób oraz części ciała, a także czasowniki i przymiotniki związane z życiem codziennym. Często to regionalizmy semantyczne - ogólnopolskie słowo mające drugie lub zupełnie inne znaczenie w danym regionie.

Przykłady:
- śląska ciapkapusta, fyrlok czy byfyj
- krakowskie bańki, borówki czy nakastlik
- poznańskie giry, tytka czy bimba
- warszawska granda, absztyfikant czy taryfa
- podlaska matula, rozdziawa czy barachło

...albo częstochowska zastrużka... i tak dalej. Słowniki gwar są pełne takich słów, a wiele z nich na pewno znacie nie będąc rdzennymi mieszkańcami tych okolic. To normalne, język jest żywy, a my się przeprowadzamy, tworzymy mieszane regionalnie rodziny, przejmując słownictwo nierzadko z odległych terenów.

3. Regionalizmy morfologiczne 

Ogólnie - dotyczące formy słów, w tym słowotwórcze. Może to być inna końcówka czasownika (sięgła zamiast sięgnęła, zrobiłech zamiast zrobiłem), nietypowy przedrostek (ukąpać się, ogłupieć zamiast wykąpać się, zgłupieć) lub przyrostek (wodnity, listowy zamiast wodnisty, listonosz), inny niż przyjęty rodzaj danego rzeczownika (ta krawatka, ten napoleonek, ta kartofla) i tak dalej. Występują również we fleksji (odmianie wyrazów): słynne krakowskie weźże, zróbże, idźże, a także wschodnie weźta, zróbta, idźta. Oprócz tego częste jest na przykład mieszanie rodzajów w liczbie mnogiej: sąsiady przyszły, ale psy szczekali.

4. Regionalizmy składniowe
 
Wydają mi się raczej rzadkie. Przykładem jest śląskie "od kogo to?" (zamiast "czyje to?"), podlaskie "dać dla kogoś" (zamiast "dać komuś"), poznańskie "szukać za czymś" (zamiast "szukać czegoś"), krakowskie "wziąć się do czegoś" (zamiast "za coś").

5. Regionalizmy frazeologiczne
 
Związki frazeologiczne o zasięgu lokalnym, na przykład śląskie "wierzyć w puklate aniołki", "w rzici być i ćmę widzieć", "mieć rułę" lub poznańskie "patrzeć jak byk na zgnitą pyrę", "mieć gzik w kolanach", "haknąć kogoś w motykę". (Jeśli znacie jakieś krakowskie, mazowieckie lub podlaskie regionalizmy tego typu - zapraszam do komentowania!)

Jak to wygląda u mnie?

Jak już pisałam tutaj, moje pochodzenie jest mocno wymieszane. Co prawda urodziłam się na Górnym Śląsku, tak jak i moi rodzice, ale już dziadkowie z obu stron byli napływowi. W efekcie w dzieciństwie wchłonęłam wiele regionalizmów lwowskich i kresowych, trochę rusycyzmów z powodu studiów Dziadka, trochę słówek z Czech, które przesiąkły przez pra-prababcię, sporo galicyzmów po linii od pra-pradziadków rdzennych Krakusów, poprzez gałąź jaworzniańską i studia Mamy, aż po germanizmy, których trudno było uniknąć mając pradziadka półfolksdojcza. Paradoksalnie mieszkając na Śląsku przez 20 lat, mniej poznałam język tego regionu niż kilkulatki wychowane w rdzennie śląskiej rodzinie.

Więc szaltruję piosenki w empe-drei-spiellerze, słucham jak sąsiedzi się wadzą, pultam mnóstwo mleka na grysik, maszkiecę baumkuchen i parowańce, nie preparuję schaboszczaków, bo nie lubię klupania, wolę karminadle, i zawsze złoszczę się, kiedy On sznupie mi w tasi. I cały czas pamiętam, że używanie regionalizmów w mowie nie jest w żadnym razie błędem - raczej kultywacją nierzadko uroczych czy zabawnych określeń, które są częścią naszej tożsamości.

PS. Nie jestem językoznawcą, dlatego z góry przepraszam za wszelkie uproszczenia i niedociągnięcia merytoryczne w powyższym tekście. Widzisz błąd? Poświęć minutę i powiedz mi o tym w komentarzu.