- O której się widzimy? - spytał On w przeddzień naszego kolacyjnego spotkania rocznicowego.
- Wpół do piątej. Spróbuj się nie spóźnić, tak dla odmiany.
- Oj, najwyżej na mnie poczekasz...
- Dama nie czeka. Dama sobie idzie - powiedziałam z naciskiem.
- A ile byś na mnie czekała? Tak maksymalnie? - zaciekawił się On.
- Tak z godzinę... Potem bym zaczęła wydzwaniać, żeby dowiedzieć się, czy nie jesteś czasem ofiarą...
- Zaraz ofiarą! - oburzył się On.
- ...wypadku...