2 października 2012

Wrześniowa Krakowska Masa Krytyczna 2012


Przed 18. Kolorowe rajtki!
We wrześniu przejazd przez Kraków odbywał się pod hasłem "500" - ostrożnie szacowano, że przybędzie co najmniej tyle osób. Jeden ze sponsorów przygotował pół tysiąca rowerowych koszulek. Zostały rozdane w tempie błyskawicznym, bo już na Rynku było nas pięć setek, a po policzeniu peletonu okazało się, że przybyło dokładnie 657 rowerów wraz ze swoimi kierowcami. Tym samym pobiliśmy krakowski rekord, pozostając jednak daleko w tyle za kilkoma innymi miastami, w tym Łodzią (czerwiec 2012 - 1476 osoby) i oczywiście stolicą (wrzesień 2012 - 1333 osoby).


Trasa liczyła około 18 km. Zrobiliśmy agrafkę po mieście, nie omijając sporych dróg wyjazdowych, ale nie tarasując ich (jechaliśmy w przeciwnym kierunku niż opuszczający Kraków kierowcy, więc te piątkowe korki to nie nasza wina!). Niepowtarzalną okazją było przejechanie się przez Stopień Wodny "Dąbie" czy radosna wolna amerykanka na czerwonym na Rondzie Mogilskim, po którym na co dzień raczej nie jeździmy, skoro pod spodem prowadzi DDR. Eskortujący nas policjanci patrzyli na to z pewnym politowaniem, ale i z rozbawieniem.

Trasa wrześniowej Krakowskiej Masy Krytycznej.

To był mój drugi raz - i tak jak ostatnio, świetnie się bawiłam. Na moment poczuliśmy się wspólnotą. Najlepszy moment to "nawijanie się" peletonu na ślimak przy ul. Kamieńskiego - wszyscy robili wtedy zdjęcia, nie dotarłam jednak do nich (może nie wyszły?). Plusem było, że zdecydowana większość się oświetliła i naprawdę było nas widać.


Masa dobrze oświetlona (foto: Rowerowa Skawina)
Mostki i wiadukty zmuszały - przynajmniej mnie - do oszacowania naszego wspólnego ciężaru... Jeden z wiaduktów miał limit 2,5 tony, a mnie wyszło, że ponad 500 masowiczów waży minimum dziesięciokrotnie więcej! Plus rowery. Dla mnie ten przejazd był swego rodzaju pożegnaniem roweru w tym roku, bo robi się za zimno (w ciągu dnia jest ok, ale o 7 rano - dla mnie to raczej sport ekstremalny). Troszkę nostalgicznie się zrobiło, ale może 27 października będzie ładnie i jeszcze sobie popedałuję? Kto wie.

Było nastrojowo... (foto: Rowerowa Skawina)