- Dzwonię, bo jestem w sklepie. Masz jakieś zachcianki?
- A jest gnocchi? - odpowiedziałam pytaniem.
- Kałamarnica jest.
- Jaka kałamarnica?! - zbaraniałam.
- Humboldta - odparł On z gryzącą ironią. - Nie wiem jaka. Po galicyjsku.
- Aha. To weź wołowinę. I cebulę. Tylko sprawdź, czy nie ma tam konia.
- W cebuli? No dobra, sprawdzę.
9 marca 2013