22 lipca 2014

Drogi przechodniu, rowerzysto i kierowco


Chcę, żebyś odpowiedział mi na parę pytań. Szczerze.

Czy kiedy na autostradzie psuje Ci się samochód, wysiadasz i próbujesz odpalić go na popych?
Czy kiedy chcesz skręcić samochodem, wjeżdżasz 100 metrów wcześniej na chodnik?
Czy kiedy przechodząc przez ulicę słyszysz klakson, łapiesz się dramatycznie za serce i zamierasz na środku?
Czy chciałbyś, by najbliższa Ci osoba ubrała się na czarno i spacerowała po parku, w którym nie ma oświetlenia?
Czy pozwoliłbyś swojemu dziecku biegać po autostradzie "bo akurat nic nie jedzie"?

Oczywiście, że NIE. (A jeśli tak, to idź się leczyć.)

Zatem dlaczego, rowerzysto, prowadzisz swój rower po drodze dla rowerów lub kontrapasie, zajmując całą ich szerokość?
Dlaczego więc, przechodniu z żoną i trojgiem dzieci, idziesz falangą przez 100 metrów drogi dla rowerów, żeby przejść przez jezdnię do zaparkowanego samochodu?
Dlaczego zatem, przechodniu samotny, łapiesz się dramatycznie za serce, kiedy słyszysz mój dzwonek? Ba, łapiesz się tak samo, kiedy wołam uprzejmie "przepraszam!".
Dlaczego, rowerzysto, jedziesz na czarnym rowerze w czarnej kurtce, bez obowiązkowych świateł, po parczku czy innej dróżce, gdzie brak latarni lub jest ich zbyt mało, żeby było Cię widać?
Dlaczego w końcu, rodzicu durny, puszczasz dwulatka samopas, żeby sobie pohasał po drodze dla rowerów?!

Ludzie, błagam Was, myślcie. Bo nie zmartwychwstaniemy. Naprawdę.