16 maja 2015

Złoty środek. Między zakupoholizmem a minimalizmem


5 sposobów na zdrowe i rozsądne kupowanie.

Wielu z Was może to zaskoczyć, ale Kwiecień Bez Zakupów wcale nie był moim wstępem do skrajnego minimalizmu. Lektura książek dla minimalistów kultowych (Babauta, Loreau, Sapała, wcześniej Mularczyk-Meyer) również nie zbliża mnie do zakonu osób nieposiadających. Przeciwnie, im więcej na ten temat czytam, tym bliżej jestem wniosku, że minimalizm i zakupoholizm są dwiema stronami tej samej monety. Monety, która nazywa się "niezdrowe podejście do przedmiotów i konsumpcji".

Każda postawa skrajna, związana z unikaniem, jest według mnie niczym innym, jak wyrazem braku zaufania do siebie i braku poczucia bezpieczeństwa w danej sytuacji. Często dochodzi do tego strach przed utratą kontroli lub świadomość, że tę kontrolę dawno się utraciło. Dla wielu dodatkowo rezygnacja z zakupów nie oznacza rezygnacji ze zdobywania dóbr, co również świadczy o zaburzonym podejściu do sprawy. Krótko mówiąc, nie dla mnie całkowita abstynencja.

Dorosłość w moim rozumieniu wiąże się z racjonalnym decydowaniem o swoim życiu. Kupowanie i posiadanie jest nieuniknione, więc uważam, że należy traktować je z taką samą naturalnością, jak proces chodzenia, oddychania czy to, że drzewa rosną i że po wyjściu z domu trzeba zamknąć drzwi na klucz. I choć w przypadku zakupów jest to trudne ze względu na marketing, który miesza w głowach, tworząc z niczego sztuczne potrzeby, to pewne zasady pomagają mi odnaleźć złoty środek w kupowaniu.



1. NIE TRAKTUJĘ ZAKUPÓW JAK ROZRYWKI


W naszym klimacie trudno tego uniknąć - kiedy jest chłodno, centra handlowe są jednym z niewielu miejsc, w których można spędzić wolny czas. Ale usilnie staram się to zmienić, wynajdując inne sposoby na przyjemności. Na zakupy idę wtedy, kiedy czegoś potrzebuję, na przykład po świeży szpinak do smoothie czy po nowe spodnie, bo w starych mam dziurę.


2. NIE TRAKTUJĘ POSIADANIA JAK POCIESZAJKI


Miałam taki czas, kiedy na tony kupowałam balsamy i masła do ciała. Zwykle zaglądałam do drogerii z byle powodu - bo miałam zły humor, bo pogoda taka brzydka, bo ciśnienie niskie, bo On mnie wczoraj wkurzył, bo w pracy miałam kiepski dzień. Kosmetyki zawsze miały dobry rozmiar, kosztowały niedużo i zużywałam je na bieżąco.

Zrozumiałam, że to uzależnienie, kiedy wyobraziłam sobie, że zamiast tych 17 balsamów w miesiącu wypiłabym 17 butelek wódki. Albo przyjęła 17 działek narkotyków. To był nałóg, który co prawda nie niszczył mojego organizmu, ale drenował portfel i przeciążał półkę w łazience. A w dodatku wcale nie pomagał na te złe dni.


3. KUPUJĘ ONLINE


Ubrania, buty, bieliznę, elektronikę, biżuterię, bieliznę, kosmetyki, książki, rzeczy do domu, rośliny. I oddaję WSZYSTKO, co choć odrobinę mi nie pasuje. Na tę decyzję mam 14 dni - czasu aż nadto, żeby pomyśleć, pomacać, przymierzyć w dobrym świetle, dokładnie pooglądać i dopiero wtedy stwierdzić, czy warto włączyć dany przedmiot w mój stan posiadania. Wczoraj odesłałam kombinezon, który jeszcze 2 lata temu uznałabym za "ujdzie" - teraz nic poniżej "idealny!" nie przechodzi selekcji.


4. CENĘ SPRAWDZAM NA KOŃCU


Przy zakupach w realnym świecie najpierw oglądam, przymierzam, zestawiam w myślach ze swoją szafą/domem/stylem życia. Sprawdzam, z czego coś jest zrobione, jakie ma parametry, czego wymaga: czyszczenia chemicznego, regularnego olejowania, ręcznego mycia?

Dopiero jeśli po tym wszystkim nie znajdę niczego dyskwalifikującego, sprawdzam cenę. To pozwala unikać sytuacji, w których kupuję coś nie do końca pasującego - tylko dlatego, że jest tanie.


5. LUBIĘ TO, ŻE MAM MAŁO


Życie z 30 częściami garderoby (tzw. capsule wardrobe, czyli szafa w pigułce) nie oznacza, że wyglądam jak menel. Właściwe zaplanowanie tej części codzienności pozwala mi ubierać się ze spokojem i ograniczyć do minimum dni "nie mam się w co ubrać". 

Malowanie się jednym cieniem i wybieranie spośród dwóch szminek czy trzech kolorów lakieru do paznokci nie jest wcale trudne ani nudne - przeciwnie, buduje styl (jak widać, nie jest to tylko moje zdanie). Prowadzenie domu z dwoma kompletami pościeli, jednym kompletem sztućców i zaledwie dwiema zmianami ręczników również jest możliwe i nie nastręcza mi wiele trudności.


Poruszanie się po labiryncie pokus w sklepach nie jest łatwe. Zazwyczaj tworzymy sobie własne zasady, żeby nie zwariować od nadmiaru. Podzieliłam się moimi - teraz chętnie przeczytam o Waszych!