14 października 2015

Jesień w pigułce. Jak komponować podstawy garderoby?


Znowu o ciuchach, czyli mój sposób na jesienno-zimową szafę idealną.

Zawsze dość dziwnie się czuję, kiedy poruszam ubraniowe tematy na moim blogu. W końcu żaden ze mnie ekspert od stylu - nie jestem ani szafiarką, ani stylistką, ani specjalnie nie znam się na modzie. Ale zawsze, kiedy mam wątpliwości, czy w ogóle jest sens pisać o ubraniach z perspektywy erotomana-gawędziarza, stwierdzam, że takich osób jak ja na pewno jest bardzo dużo.


I wszyscy musimy przecież w czymś chodzić, prawda?


Jakiś czas temu rozmawiałam o tym z Nadine, którą jesień zastała z szafą pełną ciążowych, już niepasujących strojów. Pomyślałam, że warto mój sposób puścić w świat - może przyda się jeszcze komuś? Chciałabym Wam więc dzisiaj opowiedzieć o tym, jak buduję tzw. capsule wardrobe, czyli szafę w pigułce.

Lubię mieć niewiele ubrań. Dlaczego? To pozwala mi kupować rzeczy lepszej jakości, ułatwia też ich zestawianie i umożliwia utrzymanie porządku w szafie (moja, jak zapewne większość, wykonana jest z drewna i mimo wielu prób nie chce się dać rozciągnąć!).

Budowanie bazy mojego stylu zaczęłam 2 lata temu od generalnych porządków w szafie. Pozbyłam się bez litości rzeczy nienoszonych, źle dopasowanych, zniszczonych oraz nielubianych. Kilka worków po prostu wyrzuciłam do śmieci, kolejne trzy trafiły do potrzebujących. Od tamtego czasu utrzymuję względną równowagę ubraniową: noszę regularnie niemal wszystkie moje ciuchy, kupuję tylko rzeczy naprawdę mi potrzebne i ograniczyłam do minimum dni, w których przebieram się po kilka razy "bo wyglądam w tym grubo" albo "przecież ten sweter od pół roku czeka na ogolenie".

Moja jesienno-zimowa baza jest w trakcie tworzenia, ale z wiosenno-letnią poszło mi całkiem nieźle, dlatego chcę się z Wami podzielić moją metodą. Przy jej tworzeniu inspirowałam się kilkoma książkami, m.in. poradnikiem Styledigger "Slow Fashion. Modowa rewolucja", książkami "Lekcje Madame Chic" i "Radzka radzi", oraz poradami z internetu, w tym niezastąpionym blogiem Audrey.

Krok 1: styl życia

Krótko mówiąc, zapisuję na kartce typy strojów, których będę potrzebować jesienią. Opisuję je ogólnie, np. "do pracy", "do ćwiczeń", "po domu", "na rodzinną imprezę" itd. Następnie dopisuję liczbę dni w miesiącu, w których będę nosić dane stroje. Mój tryb życia jest dość uporządkowany, psa nie mam, po górach nie chodzę, na budowie nie pracuję, jogę ćwiczę w domu, więc u mnie to wygląda tak:

- ubrania do pracy - 20 dni/miesiąc
- ubrania weekendowe/po domu - 8 dni/miesiąc
- ubrania ę ą (randka, teatr, impreza rodzinna, ślub, wesele) - 2 razy/miesiąc

Foto: Zalando

Krok 2: potrzeby

Do każdego punktu powyższej listy dopisuję rodzaje strojów, które zwykłam nosić na dane okazje. Pomogło mi w tym codzienne zapisywanie "co mam dziś na sobie" przez 4 tygodnie - wtedy przekonałam się, że najchętniej i najczęściej noszę sukienki. To one dominują w mojej szafie, dlatego potrzebuję ich 5-7 na sezon.

- sukienki - 5 sztuk
- sukienki eleganckie - 2 sztuki
- spodnie/legginsy - 2 pary
- tuniki/bluzki/swetry/koszule - 5 sztuk
- narzutki/kurtki/płaszcze - 5 sztuk
- spódnice - 2 sztuki

Nie ograniczam się dokładną liczbą (na zasadzie "moja szafa składa się z 28 rzeczy i nie ma przebacz"), bo szkoda mi czasu na obsesyjne liczenie i zastanawianie się, czy rajstopy to baza, czy dodatek. Ale jeśli chcecie, to można to zrobić na tym etapie. Zwykle główna kapsułka to 30-35 rzeczy. Każda dodatkowa aktywność to kolejne min. 3 rzeczy. Chociaż prawda jest taka, że z 15 bazowych ubrań można stworzyć zestawy na cały miesiąc i codziennie wyglądać inaczej.

Ważne: na tym etapie nie biorę pod uwagę butów, torebek, bielizny, skarpetek, rajstop, szali, apaszek, nakryć głowy itd. W końcu buduję bazę.

Foto: Zalando

Krok 3: stan posiadania

To ten moment, w którym zaglądam do mojej szafy, żeby zweryfikować i zaktualizować jej zawartość. Ubrania letnie lądują w pudle w piwnicy, skąd przynoszę swetry, płaszcze i ciepłe sukienki. Przymierzam wszystko, żeby sprawdzić, czy nadal na mnie i do mnie pasuje. Sprawdzam, czy coś nie jest rozciągnięte, zmechacone, znoszone czy wyblakłe.

Kiedy już zrobię porządek, porównuję zawartość szafy do listy z punktu 2. I robię listę zakupów. Możliwie jak najbardziej szczegółową. Spisuję też listę potrzebnych dodatków.

Ważne: na tym etapie warto patrzeć też na kolory posiadanych ubrań. Zasada jest taka, że większość powinna się dać ze sobą zestawiać, bez zgrzytów kolorystycznych. Sama tego nie robię, bo jestem bardzo liberalna, jeśli chodzi o zestawianie barw (a jednocześnie konserwatywna, jeśli chodzi o ich wybieranie w sklepie). Ale jeśli chcecie, żeby wszystko do siebie pasowało, to 2-3 kolory wiodące powinny załatwić sprawę. Więcej o tworzeniu bazy i wybieraniu neutralnych kolorów znajdziecie na blogu Marii.

Foto: Zalando

Krok 4: podsumowanie

Praca nie kończy się wcale na skompletowaniu całej listy. Zawsze weryfikuję swoje wybory już w trakcie trwania sezonu. Wykorzystuję do tego metodę wieszakową - odwracam wszystkie wieszaki haczykiem do tyłu, po czym, kiedy już coś założę, przekręcam haczyk z powrotem. Przy następnym sprzątaniu szafy przyglądam się tym nienoszonym rzeczom uważniej i zwykle kwalifikuję je do oddania - mamie, siostrze albo po prostu potrzebującym.

Może Wam się wydawać, że to strasznie dużo roboty - ale spieszę z wyjaśnieniem: kroki 1-3 zajmują ok. 3 godzin. (Chyba że macie duże bordello w szafie. Wtedy może 5-6). W dodatku czas poświęcony na staranne zaplanowanie szafy zwróci Wam się z nawiązką podczas poranków "nie mam się w co ubrać", spędzonych na panicznym przekopywaniu ciuchów. I podczas KAŻDEGO pakowania.