29 stycznia 2016

Zielonym do góry! Ekonawyki, które warto mieć


O śladzie węglowym i o tym, jak się zazielenić.

Od lat usilnie pracuję nad tym, żeby mój ślad węglowy był jak najmniejszy. Wiem, że nie da się go całkowicie zlikwidować - w końcu z każdym oddechem wydalam z siebie różne gazy, w tym cieplarniane. W dodatku opisuję to, siedząc przy komputerze wyprodukowanym w Azji z materiałów nieodnawialnych i niepochodzących z recyklingu - oraz rozkładających się całe wieki - zasilanym prądem z elektrociepłowni węglowej.

Czasem czuję potworną bezsilność - kiedy zdaję sobie sprawę, że jestem i będę ofiarą zaniedbań i nieprzemyślanych decyzji, które podejmują inni. Tak jest ze smogiem w Krakowie, do którego przecież nijak się nie dokładam, ale tak jak wszyscy, cierpię z jego powodu. Tak jest, kiedy uświadamiam sobie, że mogę nawrócić na kranówkę Jego, moich rodziców, teściów, może kilku znajomych i czytelników, ale nigdy nie wygram z marketingiem koncernów, które na każdej butelce zarabiają krocie. (Ile? Pisałam o tym tutaj).

Jednocześnie głęboko wierzę w pracę u podstaw, w metodę małych kroczków, w to, że lepiej jest robić cokolwiek niż nie robić nic. Dlatego zamiast hodować w sobie poczucie winy, wolę działać. I dlatego napisałam ten wpis.

4 ekonawyki,
które możesz wdrożyć od dzisiaj


#1 Odpowiedni transport

Zasada jest prosta: nogi > rower > zbiorkom > samochód > samolot. Nie namawiam nikogo do jazdy na rowerze na trasie Warszawa-Nowy Jork (musiałby to zresztą być rower wodny...) ani do wożenia całej rodziny i tony bagaży na narty PKS-em do Zakopanego. Ale codzienne spalanie benzyny tylko po to, żeby zawieźć do biura swoją pupę, jest potwornym marnotrawstwem zasobów. I truje powietrze, którym wszyscy oddychamy.

Póki nie wynaleziono prawdziwych ekosamochodów, ja stawiam na zbiorkom. Jest dużo tańszy od samochodu i w większości przypadków szybszy. Jako kierowca możesz też zdecydować się na carpooling i zabierać ze sobą kilka osób, które potrzebują podwózki. Zazwyczaj nawet dostaniesz zwrot kosztów paliwa. Możesz też... zmienić mieszkanie. Albo pracę. Ale to już wymaga dużo większego wysiłku.

#2 Segregowanie śmieci

Ola z Wolniej wyjaśnia, czemu nie segreguje: musiałaby te posegregowane śmieci wyrzucać do jednego pojemnika "i na nic zdaje się staranie". Rozumiem ten argument, bo choć w moim bloku kontenery są trzy, to większość mieszkańców i tak wrzuca jak leci. Mimo to wciąż segreguję i głęboko wierzę w to, że ułatwiam tym samym pracę ludziom w sortowni. 

Segregowanie jest nawykiem typu "konik na biegunach": każdy powinien go mieć! Kiedyś się na pewno przyda, a przecież nie wymaga dodatkowego wysiłku. My po prostu zamieniliśmy jeden duży kosz na dwa mniejsze. Zajmują tyle samo miejsca. Poza tym w każdym dużym mieście jest sporo "dzwonów" (mapa krakowskich TUTAJ), a w wielu biurach, sklepach czy galeriach stoją trójdzielne kosze. Często widzę nad nimi ludzi z pytajnikami w oczach, maksymalnie skołowanych. Przecież nie chcesz być na ich miejscu.

#3 Lokalność

Niedawno Ania pisała u siebie na Zakulisowo o polskich odpowiednikach importowanych "superfoods". Podzielam to podejście! Jasne, nie sposób mieć wszystkiego made in Poland - nie mamy w naszym kraju upraw kawy czy herbaty, średnio też z uprawami bawełny czy fabrykami sprzętu elektronicznego. Ale jeśli poświęcimy temu odrobinę uwagi, możemy zadbać o to, żeby co najmniej 80% zawartości naszego talerza (łącznie z samym talerzem) i 50% pozostałego stanu posiadania pochodziło z Polski lub chociaż z Europy.

Te wybory są czasem trudne - sama mam kłopot z owocami i warzywami, bo na najbliższy bazarek musiałabym jechać tramwajem, a w osiedlowym warzywniaku sprzedają rzeczy z giełdy, identyczne jak te, które znajdę w Lidlu. Ale że, oprócz wiary w pracę u podstaw, mam w sobie również wiarę w mniejszą szkodliwość mniejszego zła, to po prostu staram się kupować produkty sezonowe pochodzące z Polski. Choćby w markecie.

#4 Umiejętne zarządzanie zasobami

Brzmi poważnie, a chodzi o zwykłe planowanie zakupów, które nie będzie generowało niepotrzebnych strat. Głównie dotyczy to zakupów spożywczych (miesięcznie każdy z nas wyrzuca żywność wartą ok. 50 zł!), ale i kosmetycznych... oraz każdych innych. Wytwarzanie różnych dóbr zużywa energię i materiały, więc wyrzucając jogurt, który spleśniał, tak naprawdę spisujesz na straty dużo więcej niż 2 zł. 

A jak Wy zmniejszacie swój ślad węglowy na co dzień?
Chętnie poznam Wasze ekonawyki!