Bób.
Rzecz jasna, nie surowy, tylko gotowany z koprem i czosnkiem, okraszony masłem. Poezja i efekt Prousta. Prosto z miski, w całości, z łupinami.
Kiedy byłam mała, Babcia zabierała mnie na basen na stadion w pobliżu swojego domu. Spędzałyśmy tam całe dnie - Babcia na czytaniu, ja to na pluskaniu się w lodowatej wodzie brodzika, to na wysychaniu na słońcu. Najczęściej zabieraną na basen przekąską był właśnie gotowany bób. Można było do woli oblizywać palce, pokryte słonym masłem. Ja chcę lato...
Przyłącz się do akcji! |