19 maja 2012

Left is the new right


Do not enter signJechałam wczoraj rano Sławkowską. Jak to jest, że zawsze, kiedy coś mi się przydarza, to jest tam? I to rano, kiedy asfalt jest mokry i śliski. Czy na tej ulicy jest jakieś zakrzywienie czasoprzestrzeni?

W każdym razie - jadę. Po prawej stronie, tak jak trzeba. I widzę faceta, który jedzie naprzeciwko mnie - czyli po prawej, ale swojej lewej.



Jedzie zdecydowanie, pewnie, nie na zasadzie "po tej stronie chwilę pojadę, bo jest mi wygodniej". Ani myśli skręcić i patrzy przed siebie spokojnie, nawet z lekkim wyrzutem, że jadę dokładnie naprzeciwko niego. Dzieli nas jakieś 50 metrów, a on dalej jedzie dokładnie przed siebie!

Robię w myślach błyskawiczny rachunek sumienia: może to mnie się coś pokićkało i jednak jadę po lewej? Nie, pierścionek na prawej ręce, wszystko gra. To może u nas jest ruch lewostronny? Albo tu coś zmienili?

40 metrów. Facet coraz bardziej uparcie się we mnie wpatruje, jak gdyby chciał, żebym zjechała mu z drogi. 30 metrów. Bez zmian. 20 metrów. O co tu chodzi? Już wiem, jak czuł się Sherlock Holmes, kiedy rozwiązanie zagadki było tuż-tuż, ale jeszcze nie w głowie. Hamujemy niedaleko siebie. Jednym ruchem wyrywam z uszu słuchawki. Wołam pierwsze, co przychodzi mi na myśl:

- Dude! Are you English?!
- Yeah - uśmiechnął się tajemniczy rowerzysta, po czym dał po pedałach i tyle go widziałam.