6 września 2012

Mój pierwszy raz - masowo!


http://warczaceszprychy.pl/photo/masa_big.jpg
Tak jak pisałam tutaj, postanowiłam wreszcie dotrzeć na Krakowską Masę Rowerową.

Od kiedy usłyszałam o tej imprezie (a było to w maju 2005 roku, kiedy właśnie kupiłam mojego ślicznego Rosynanta), myślałam o niej bardzo pozytywnie.

Bo co może być fajniejszego niż zjednoczenie, chociaż na jeden wieczór, towarzystwa pedałujących? Ale każdy piątek jakoś mi tak wypadał - albo pracowałam, albo lało, albo byłam poza Krakowem, albo bawiłam na jakiejś innej imprezie... A kiedy już miałam wieczór wolny, stwierdzałam, że jestem zmęczona i "niechcemisię". Ostatecznie jednak DOTARŁAM.

START

Pojechałam więc tego 31 sierpnia na Rynek i stamtąd wyruszyłam w kilkusetosobowej gromadzie rowerowych świrów. Punktualnie o 18, przy dźwiękach orkiestry dętej "Solidarności" i asyście policji. Z każdą minutą czułam się fajniej, pedałując sobie w takiej wielkiej gromadzie. Zaskakująco fajnie, wziąwszy pod uwagę fakt, że nie znoszę tłumów ograniczających moją mobilność. Ale byłam 113 osobą spośród 390 - co dało mi przyjemne poczucie chwilowej przynależności. Dodatkowym plusem było pozytywne przyjęcie ze strony kierowców czekających z naszego powodu na skrzyżowaniach: odprowadzali nas uśmiechem i pełnymi sympatii spojrzeniami.

TRASA

W dwie godziny przemierzyliśmy kilkanaście kilometrów (tempo dostosowuje się, jak wiadomo, do najsłabszych uczestników - a jechały z nami te wspaniałe kilkulatki na swych dwukołowych maszynach!), hałasując ile wlezie dzwonkami i klaksonami. Było kilka momentów miłych (wymienianie pełnych aprobaty spojrzeń z posiadaczami co ładniejszych dwukołowców) i mniej miłych (prośba od policji o włączenie lampek - połowa masowiczów nie miała czego włączyć). Ostatecznie wylądowaliśmy pod Muzeum Narodowym, skąd chętni mogli udać się na specjalne nocne zwiedzanie kolekcji sztuki współczesnej. Ja z okolicznościową naklejką w dłoni i bananem na twarzy popedałowałam do Kina Kijów.

WRAŻENIA

Jeszcze nie wiem, czy wybiorę się na Masę we wrześniu, bo dużo zależy od pogody (dla mnie rower jest środkiem transportu, nie filozofią życia, więc wybieram go tylko kiedy daje mi przewagę nad autobusem). Ale cieszę się, że udało mi się dotrzeć i przejechać całe naście kilometrów - było to zdecydowanie pozytywne doświadczenie!

Sierpniowa trasa Masy Krytycznej. Podobno 19 km!