20 kwietnia 2012

Garść przyjemności 4


Pierwsza garstka tutaj, druga tutaj, trzecia tu, a pomysłodawczyni cyklu tutaj. A dzisiaj będzie o moim ulubionym dniu tygodnia.
Zawsze najbardziej lubiłam poniedziałki i nie rozumiałam, dlaczego wszyscy na nie narzekają. Ale bywają takie tygodnie, kiedy z utęsknieniem czekam na piątkowy wieczór. Wiem, jak czuje się komputer, którego nikt nie wyłącza. W piątki mam zapchany RAM i potrzebuję krótkiego, ale skutecznego resetu.

Moje piątkowe przyjemności:

1. Peeling kawowy. 
Fusy z kawy mieszam z cukrem, miodem i oliwą. Dodaję czegoś dla zapachu - zwykle cynamonu, bo lubię. Żaden kupny peeling nie jest tak skuteczny jak ten, a wypróbowałam ich wiele. W dodatku zastępuje balsam do ciała, pod warunkiem, że mycie żelem pod prysznic czy mydłem nastąpi przed peelingiem, nie po nim.

2. Święty spokój.
Kładę się na kanapie, wyciszam telefon, włączam RMF Classic i odpływam w lekturę. Obecnie przebywam u pewnego noblisty na Karaibach, bynajmniej nie wśród piratów. Na pewno wiecie, co to za książka.

3. Scrabble z samą sobą.
Nie mam z kim grać, bo On twierdzi, że nie lubi przegrywać - więc rozkładam planszę i układam do upojenia. Plus jest taki, że to zawsze JA dostaję oba blanki!

4. Brak spinki.
Czyli nie spinam się, jeśli nie muszę. Nie robię planów na weekend, nie spieszę się z niczym, nie robię niczego, co nie jest absolutnie niezbędne.

5. Powrót do tańca.
W tygodniu nie zawsze mam siłę na moją zaplanowaną godzinę dziennie. Bywają dni, kiedy mam ochotę iść spać o 21 i wcześniej nie kiwać nawet małym palcem. W piątek jakoś odzyskuję energię (nie wiem, może to ta kawa w peelingu?), nagle pojawia mi się wena i po prostu muszę coś zrobić. Czego każdemu życzę. Miłego piątku!