25 stycznia 2013

Przed kolędą


Wyznaję zasadę, że to nie wina telemarketera, że ma kijową pracę i dzwoni do obcych ludzi. Dlatego zazwyczaj odbieram tego typu telefony. I nigdy nie wyżywam się na tym, kto po drugiej stronie słuchawki. To samo dotyczy księdza po kolędzie - w sumie mogę wpuścić, co mi szkodzi.

Dla mnie zawsze to jakieś doświadczenie z pogranicza socjologii religii, a dla niego wprawa w rozmawianiu z obcymi ludźmi. I relaks, bo jestem pewna, że trochę zajadłych antyklerykałów spotyka podczas tych dorocznych pielgrzymek po domach.


***


- Widziałeś kartkę z informacją o kolędzie?
- Widziałem - oznajmił ponuro On.
- Sobota o świcie! Ja zamierzam spać.
- Leniuchu. W sobotę wstajesz o 9 - przypomniał On. - Idealna pora.
- Ale sobota to jest dzień, w którym nawet Bóg odpoczywał! - odwdzięczyłam się. - Harował sześć dni, a potem zrobił sobie wolne. Mnie daleko do Boga, więc haruję tylko przez pięć, ale i tak sobota to siódmy dzień tygodnia.
- W sumie racja - przytaknął On.


A tak było w zeszłym roku: u nas i w pracy.