Jak świętować Sylwestra?



Coś z niczego


Coś z niczego

Byliśmy w sklepie na I, żeby kupić m.in. nową dużą doniczkę na jedną z naszych roślin. Jemu na etapie robienia listy zakupów wyskoczył wąż z kieszeni, więc kupiliśmy plastikowy kosz na śmieci i melaminowy talerz, który będzie pełnić rolę podkładki.

- I jak to wygląda? - On postawił kosz na podkładce.
- Bardzo dobrze! - zapewniłam Go.
- Wygląda jak kosz na śmieci stojący na talerzu...
- Niepokoić się powinieneś, gdyby kosz na śmieci stojący na talerzu wyglądał na przykład jak statek Enterprise. Albo jak surykatka.

30 grudnia 2011

Szlachta


Szlachta

- Najgorsze w autobusach w lecie są te WŁOCHARY!
- Co takiego? - zatroskał się On.
- Zakrzaczone męskie pachy.
- Tylko nie zakrzaczone!
- A jakie?
- To jest szlachetne owłosienie!

Drożdżowe choinki z makiem


Drożdżowe choinki z makiem

U mnie w domu na Wigilii musi być słodka bułka - w odróżnieniu od zwykłego obiadu, gdzie do ryby jemy ryż czy ziemniaki, świąteczna jest chałka albo po prostu drożdżowe bułeczki. Te dodatkowo mają uroczy kształt, który wbrew pozorom bardzo łatwo uzyskać. Okres bożonarodzeniowy już za nami, ale z tego przepisu można zrobić również zwyczajne drożdżowe bułeczki. Albo poczekać do następnego grudnia... Przepis z blogu Moje Wypieki, zmodyfikowany przeze mnie z wersji słodkiej na słoną.


Drożdżowe choinki z makiem
przepis na 6 sztuk

40 g masła
300 g mąki pszennej
150 ml mleka
14 g drożdży
1 łyżka soli
1/2 łyżeczki cukru
2 białka
kilka łyżek maku* do posypania 

* Zamiast maku można użyć sezamu, ziarenek słonecznika lub gruboziarnistej soli.

1. Roztopić masło i odstawić do ostudzenia.
2. Zrobić rozczyn - cukier wymieszać z drożdżami, łyżką mąki i łyżką ciepłego mleka.
3. Pozostałą mąkę wymieszać z solą, dodać 1 jajko, resztę mleka i przestudzone masło. 
4. Po kilku minutach wlać rozczyn i dokładnie wyrobić.
5. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce, żeby wyrosło. 
6. Po ok. 90 minutach (ciasto powinno w tym czasie podwoić objętość) chwilę wyrobić.
7. Rozwałkować na duże koło o grubości 2-3 cm.
8. Koło pokroić jak pizzę, na 6 trójkątów. Każdy trójkąt ponacinać po bokach i spłaszczyć każdą palcami, tworząc spiczaste "gałązki" choinki.
9. Przykryć ściereczką i odstawić na 20 minut. W tym czasie rozgrzać piekarnik do 180 stopni.
10. Smarować choinki rozmąconym jajkiem i posypywać makiem. Piec przez ok. 15 minut. Jeść najlepiej tego samego dnia.

Pomyłka freudowska 4


Pomyłka freudowska 4

- Gdzie była ta reklama, którą ostatnio oglądaliśmy? - spytała Es.
- Na blogu tej agencji, która się nazywa jakoś... A, Poronieni.
- PORONIENI?! - zdumiała się Es.
- Nie, nie Poronieni, tylko Płodni, przepraszam.

29 grudnia 2011

Placki ziemniaczane (dzień 1 w 30 DFC)


Placki ziemniaczane (dzień 1 w 30 DFC)

Jak już pisałam tutaj przeszło rok temu, uwielbiam placki ziemniaczane. Najbardziej te nieduże, złociste i chrupiące. Żeby placki takie były, najlepiej użyć odmiany ziemniaków zawierającej dużo skrobi, a niewiele wody, bardzo mączystej - np. Koral, Janka. Ostatecznie można z młodych ziemniaków, wtedy dodajemy o jedno jajko mniej, bo młode mają dużo wody. Wybieramy ziemniaki średniej wielkości (nieco mniejsze niż kobieca pięść, ważące ok. 100 g) i ścieramy je na cienkie wiórki, jak kokosowe, nie na papkę.

Lubię to danie, bo jest szybkie i uniwersalne - można je podać zarówno na co dzień, jak i na bardziej uroczysty posiłek, w formie przystawki. Ja zrobiłam wersję wykwintną (placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną i płatkami wędzonego łososia), ale równie dobrze smakują:
- z sosem kurkowym i natką pietruszki, 
- z rozmarynem i musem jabłkowym, 
- z galaretką porzeczkową czy powidłami śliwkowymi, 
- z plastrami sera camembert i żurawiną,
- ze szczypiorkiem, popite kefirem. 
Celowo nie wspominam o wersji z cukrem, bo to chyba klasyka w większości polskich domów. Moich propozycji warto spróbować!


Placki ziemniaczane
porcja dla 2 osób

500 g mączystych ziemniaków
5 czubatych łyżek mąki pszennej
2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
2 jajka
1 cebula
3 ząbki czosnku
sól i pieprz
klarowane masło lub inny tłuszcz do smażenia

1. Ziemniaki obieramy, płuczemy i ścieramy na tarce na cienkie wiórki.
2. Na tej samej tarce trzemy obraną cebulę i obrane ząbki czosnku.
3. Jajka sparzamy, dodajemy do masy ziemniaczano-cebulowo-czosnkowej.
4. Dosypujemy obie mąki, dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek.
5. Dodajemy sól i pieprz, do smaku. (Jeśli nie macie wyczucia, możecie spróbować odrobiny masy - dlatego jajka trzeba było sparzyć. W takich ilościach surowe ziemniaki nie są szkodliwe.)
6. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz. Warstwa tłuszczu powinna być gruba na ok. 0,5 cm.
7. Nabieramy masę na łyżkę i kładziemy na rozgrzany tłuszcz. Smażymy z obu stron, aż będą złote - trzeba pilnować!
8. Placki podajemy na ciepło, z czym kto lubi.

Desdemona


Desdemona

- Jak ona ma na imię? Jakoś tak krótko - zastanawia się Siostra.
- Chyba Ania. 
- A nie Asia?
- Chyba nie... Asia to Joanna, a to już nie krótko. A może Ola?
- Ola? Nie wiem, chyba nie...
- Nazwaliby dziecko Desdemona albo Eufrozyna i wszystko byłoby jasne!

Post nieco bardziej żartobliwy niż zwykle, bo nie mam nic do popularnych imion - to jak z ubieraniem się na różowo, sama tego nie robię, ale nie przeszkadzają mi upodobania innych wyrażane w ten sposób. Pozdrawiam wszystkie Anie, Asie i Ole, w szczególności te, które znam i lubię!

28 grudnia 2011

Dwunastu apostrofów, czyli o odmianie wyrazów obcych


Dwunastu apostrofów, czyli o odmianie wyrazów obcych

Autentyczne screeny z błędami w internecie
Wpis z dedykacją dla Olivki, która, jak pisała tutaj, uwielbia tę kategorię. 

Hurtownia znaków przestankowych

Niektórzy piszący w internecie zachowują się tak, jakby kupili hurtową ilość apostrofów z krótkim terminem przydatności do spożycia i koniecznie musieli zużyć wszystkie, jak najprędzej. Moja tolerancja jest duża, jeśli chodzi o apostrofowe "kwiatki" na forach czy w serwisach społecznościowych. Wiadomo, zdarza się. Ale kiedy widzę niekompetencję dziennikarzy (tradycyjnych i internetowych), to opadają mi ręce, cycki, szczęka i nawet włosy robią się nagle jakieś przyklepane. 

27 grudnia 2011

Lekcja geografii


Lekcja geografii

- Ta Praga Północ to jest ta lepsza czy ta gorsza? - spytała Mama Siostrę, mieszkankę stolicy.
- Ja nigdy nie wiem! Zawsze mi się myli.
- Północ to jest ta gorsza - wtrąciłam ze znawstwem.
- A ty skąd wiesz? - zdumiały się obie.
- Bo Korea Północna też!

24 grudnia 2011

Dziwne pytania


Dziwne pytania

Ranking z ostatniego tygodnia.

1. "Trzymacie tam kaczkę?" (M. w pracy, słysząc mój dzwonek SMS-a)

2. "Ma ktoś paszport Polsatu?" (K. w pracy)

3. "Przepraszam, czy ta czapka jest prawdziwa?" (dziewczynka na przystanku do mnie)

Tym postem żegnam się z Wami przed świętami. 
Wiecie, że wszystkim dobrze życzę, więc: do przeczytania!

23 grudnia 2011

Hej, kolęda!


Hej, kolęda!

Jak już pisałam, nasze biuro mieści się w centrum. W zwyczajnym budynku z mieszkaniami, dlatego dzisiaj przyszedł młody chłopak (ministrant?), żeby spytać, czy wpuścimy księdza po kolędzie.

- Był u was ksiądz?! - zawołał W., wpadając do biura.
- Był. 
- I nie wpuściliście?! - zdumiał się. - Dlaczego?
- Bo gdyby wszedł, to by od razu spytał: GDZIE JEST KRZYŻ?!


W cyrku


W cyrku

- Myślę, że nadaję się do cyrku - oznajmiam, wyjąwszy z piekarnika blachę prawą ręką, chwytając jednocześnie lewą ręką łopatkę leżącą po prawej stronie blachy.
- Świetnie się nadajesz! Mogłabyś poskramiać niedźwiedzie! - On spojrzał znacząco na misiowe pierniczki stygnące na pobliskiej kratce.

22 grudnia 2011

Wycieczki do kuchni


Wycieczki do kuchni

Upiekłam melt-a-ways, z podwójnej porcji.

- Ładnie pachnie - mruknął On, zmierzając w stronę kuchni i mijając mnie siedzącą przy stole jadalnym.
- No pewnie, że ładnie. Pachnie tak, jak mi zmieliłeś goździki! 
- Mhm - mruknął On, wracając z kuchni.
- W ogóle muszę częściej piec te ciastka...
- Żdeczydowanje! - potwierdził On, znów zawracając w stronę kuchni.
- Kochanie... - zaczęłam, bo zaczęło się we mnie lęgnąć podejrzenie.
- Czo takjego? Czyszby ińtereszowauo cze, czemu tak czongle żaglondam dżo kuszni? - niewinnym tonem spytał On, przeżuwając kolejnego melt-a-waya.

Pizza na dowóz


Pizza na dowóz

Nasze biuro mieści się w centrum miasta. To dotychczas miało same zalety... Zamawialiśmy już jedzenie z resto baru gallery, kilku barów, pizzerii, od Greka, nawet od jednego Azjaty. Tylko raz był problem z dostawą, bo źle zapisali ulicę. Ale dzisiaj...

Dzwonię do Pizzerii 1, podaję adres.
- Niestety, tam nie dowozimy.
- Ale dlaczego?!
- Bo to jest centrum, tam są korki, nie opłaca nam się to.

Dzwonię do Pizzerii 2, podaję adres: Żeromskiego*.
- Żero... Żeromskiego... Nie mam takiej ulicy na liście.
- Przecież to jest w centrum...
- No naprawdę nie ma, R... Rz... Rzer...
- To się pisze przez Ż.
- A! To jest. Ale tam nie dowozimy. Niech pani zadzwoni na Starowiślaną.

Dzwonię do Pizzerii 3, na Starowiślną (nie wiślaną). Podaję adres.
- Żeromskiego... Nie ma takiej.
- Proszę pana. To jest W CENTRUM. Stefana Żeromskiego.
- A, Stefana... To jest.

* Nazwa ulicy została zmieniona.

21 grudnia 2011

Polskie kolędy


Polskie kolędy

On śpiewa o Rudolfie z czerwonym nosem.

- Weźże przestań! - denerwuję się, zagniatając masę na melt-a-ways.
- No co, fajna piosenka!
- Wcale nie. O jakichś reniferach, frywolne piosenki. Nie to co nasze kolędy, opowiadające o mękach porodu w stajni i trudach niemowlęctwa w żłobie...

20 grudnia 2011

A to feler...


A to feler...

Piekąc pierniczki zrobiłam też takie w kształcie misiów dla moich koleżanek i kolegów z pracy.

- I co, zrobisz misiowe dziewczynki dla dziewczyn i misiowych chłopczyków dla chłopców?
- Uhm - potwierdziłam, skupiona na rysowaniu lukrowej falbanki przy misiowej spódniczce.
- A masz w pracy kogoś, kto ma jedną nogę krótszą od drugiej..?

19 grudnia 2011

Bulion na kostce czy z kostki?


Bulion na kostce czy z kostki?

Pewnie wsadzę tym tekstem kij w mrowisko, ale naprawdę muszę to z siebie wyrzucić. Przeczytałam ostatnio tekst o kostkach rosołowych i to mnie popchnęło do napisania kilku słów na ten temat. Bo jak się mają takie buliony do reguł Slow Food? Większość z Was powie pewnie, że nijak. 

Co jest w kostce rosołowej?

Te produkty popularnych firm zawierają przede wszystkim sól, następnie tłuszcz, przyprawy, zioła, ekstrakty z warzyw i niewielkie ilości suszonych warzyw, ekstrakt z mięsa i kości, wzmacniacz smaku w postaci glutaminianu sodu. Nadmiar soli w diecie nie jest zdrowy, ale gotując zupę też dodajemy soli, i to w podobnej ilości. Pozostałe składniki w takich ilościach nie szkodzą, i chociaż niektóre wyprodukowano w laboratorium, nie są "sztuczne". Może poza tym ostatnim, który co prawda pochodzi od całkowicie naturalnego związku chemicznego, znajdującego się praktycznie we wszystkich białkach (w tym w mleku kobiecym!), ale tworzony jest syntetycznie i opinie co do jego wpływu na nasz organizm są bardzo podzielone.

A ekologiczne kostki?

Kosztują co prawda czterokrotnie więcej, ale przecież powinny być zdrowe! Ale, o dziwo, w składzie wszystko tak samo, poza glutaminianem sodu, który jednak ukrywa się pod nazwą ekstraktu drożdżowego. Zwykle mają też tłuszcz palmowy (to, że pochodzi z ekologicznych upraw nie sprawia wcale, że jest zdrowszy). Krótko mówiąc, za wyższą cenę dostajemy to samo, tylko nieco mniej słone i na eko-warzywach.

Domowy bulion - zdrowy?

Najbardziej slowfoodowo byłoby ugotować własny bulion i zamrozić go na dłużej. Tylko co będzie zawierał gotowy wywar? Dokładnie to samo, co kostki: ekstrakty z warzyw i mięsa, sól, tłuszcz i przyprawy. I tylko bez dodatku glutaminianu (co nie znaczy, że bez zawartości). Co prawda mamy wpływ na proporcje tych składników, za to musimy pilnować garnka przez pół dnia. W gotowym produkcie płynnym nie ma ani warzyw, ani mięsa, bo je wygotowujemy. Nie ma się co bulwersować, na tym to polega. Nikt nie sięga po rosół, jeśli chce wykorzystać dobroczynne właściwości marchewki.

Złoty środek

W gotowaniu esencjonalnego, obłędnie pachnącego rosołu mistrzem świata jest mój tata. Nastawia go rano i co jakiś czas przychodzi z pracy, żeby sprawdzić, co tam słuchać i czuć w garnku. Ale tata pracuje pod domem (i to dosłownie), więc ma taką możliwość. Ja mam pracę 7 km od mieszkania, na co dzień muszę zrobić obiadokolację jak najszybciej.

Staram się przygotowywać własny tak często, jak tylko mogę, mimo że nie mam dostępu do eko-warzyw z własnej działki ani do wiejskich kur. Ale w mojej kuchni są też kostki, bo uznaję je za wystarczająco dobry substytut długo gotowanego bulionu. Nie uznaję używania uniwersalnych przypraw zamiast ziół, bo mają za dużo syntetycznych dodatków. Ale kluczem do zdrowego odżywiania jest rozsądek, zwłaszcza przy czytaniu etykiet. Nie ma co wpadać w panikę na widok każdego symbolu E, lepiej poświęcić ten czas szumowinom. Tym z powierzchni rosołu.

18 grudnia 2011

Pierniczki tygodniowe


Pierniczki tygodniowe

Większość pierniczków potrzebuje kilku tygodni, żeby zmięknąć - tym wystarczy mniej niż tydzień. Jeśli się zagapiliście, będą w sam raz. Przepis stąd, z moimi modyfikacjami (m.in. nie dodaję kakao do pierniczków, bo lubię takie jasne, jeśli chcecie dodać, to 2 łyżki na te proporcje).


Pierniczki tygodniowe
przepis na dużą ilość

600 g mąki
200 g mąki pełnoziarnistej (najlepiej żytniej)
2 jajka
200 g masła, roztopionego
200 g cukru pudru
250 g miodu
2 łyżki przyprawy do piernika
2 łyżeczki sody oczyszczonej

1. Obie mąki, cukier, przyprawę do piernika i sodę wymieszać w misce.
2. Przestudzone masło wlać do miski, dodać miód i jajka. Wyrobić.
3. Ciasto wałkować niezbyt cienko (powinno mieć 3-5 mm) i wykrawać pierniczki.
4. Piec w 180 stopniach przez 8-10 minut. Studzić na kratce.
5. Można lukrować, polewać czekoladą, ozdabiać według gustu, ale pyszne są też bez niczego. Przechowywać w szczelnej puszce, można z kawałkiem jabłka, żeby przyspieszyć proces mięknięcia.



Polecam lukrowanie za pomocą woreczka cukierniczego z wąską metalową końcówką, lukrem białkowym (mieszamy surowe białko ze sparzonego jajka z cukrem pudrem, aby uzyskać konsystencję pasty do zębów) lub zaparzanym (do cukru pudru dodajemy odrobinę wrzątku i rozcieramy).

Głos za głosem


Głos za głosem

Dzwonię do Braciszka, on odbiera. Słyszę jego głos, głos mamy i siostry. Mówię do słuchawki, ale nikt mi nie odpowiada, dalej wszyscy gadają między sobą. Dzwonię drugi raz.

- No hej - odzywam się, niepewna, czy tym razem też ktoś mnie oleje.
- A, to ty - odpowiada Braciszek. - Sorry, że nie reagowałem, ale odebrałem kieszenią.

Altruizm


Altruizm

- Chciałem cię poinformować, że zjadłem twoje paluszki serowe - zechciał poinformować mnie On.
- Przecież mówiłeś, że są ohydne...
- Właśnie dlatego je zjadłem! Żebyś ty nie musiała!

17 grudnia 2011

Powód spóźnienia


Powód spóźnienia

Kot-chemik to znany, choć nieco hermetyczny mem internetowy. Okazuje się jednak, że dzięki mojemu Braciszkowi powstają nowe chemiczne żarty. Bo wczoraj Mama zadzwoniła do spóźniającego się Braciszka, który kończył szkołę 2 godziny wcześniej.

- Co ty robisz? - rzuciła Mama pytanie, głosem minimalnie zdenerwowanym.
- Miareczkuję - odparł Braciszek z kamiennym spokojem. - A co?

Przyda się


Przyda się

- Te spodnie już chyba wyrzucę.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Mają dziurę na tyłku.
- Oj, zostaw, może się przydadzą.
- Do czego? - wybałuszył oczy On.
- Jak Ci kiedyś wyrośnie ogon... Albo jak zrobię bigos.

Zima bez śniegu


Zima bez śniegu

Tramway signAutobusem jedzie sześcioletnia dziewczynka, a razem z nią dorosły facet.

- Był u was Mikołaj? - pyta facet.
- Był!
- A śnieg był?
- Nie było - kręci głową mała.
- To jak przyjechał? - robi chytrą minę facet.
- Eeee... No, saniami... - odpowiada niepewnie dziewczynka.
- Sanie jeżdżą tylko po śniegu.
- Ale Mikołaj ma takie sanie z kółkami!

16 grudnia 2011

Zajęty


Zajęty

- Byłeś w aptece odebrać moje leki?
- Byłeś - mruknął ponuro On.
- No, o co chodzi?
- Bo zawsze jak odbieram Twoje leki, to tam są młode panie! I na mnie dziwnie patrzą!
- Nie dziwnie, z zainteresowaniem. Jako mężczyzna dbający o zdrowie swojej kobiety jesteś...
- ...zajęty - dokończył żałobnym tonem On i westchnął z głębi trzewi.

15 grudnia 2011

Krew nie woda


Krew nie woda

Siostra opowiada mi o tym, jak nasz Tata kupował kalendarze adwentowe w listopadzie.

- Tata wrzucił do koszyka trzy, a po chwili namysłu dołożył czwarty. Mama spytała, czemu czwarty, a Tata na to: "Przecież dla Niego!", jakby to było oczywiste. Mama pokiwała głową, ale przy kasie spytała, czemu nie kupił piątego dla D. [D. to chłopak Siostry]. 
- I co, i co?
- "Będzie pierścionek, będzie kalendarz!", tak powiedział. 

Przyssawki


Przyssawki

- Wkurzają mnie ludzie, którzy ekspansywnie korzystają z rurek w autobusie.
- To znaczy? - zmarszczył brwi On.
- To znaczy tacy, którzy gdyby byli ośmiornicą, to trzymaliby się ośmioma mackami.
- No tak, to wkurza - zgodził się On.
- I ja potem stoję i wpadam na nich, bo czego mam się chwycić, sufitu? Nie wykształciłam jeszcze przyssawek..! - wyżaliłam się. - Ale może w wyniku ewolucji moje pra-pra-pra-pra-wnuki wykształcą, jako kończyny ułatwiające przetrwanie w dżungli zbiorkomu.

14 grudnia 2011

Jeziorko


Jeziorko

Każdy z Was pewnie zna męki pracy twórczej - choćby ze szkoły, kiedy trzeba było napisać jakąś rozprawkę czy na lekcji plastyki namalować swoją wizję wakacyjnej przygody.

- Nie wiem, co jeszcze się kojarzy z Polską i jednocześnie nie jest banalne - westchnęła Es.
- Mam taki niebanalny pomysł! - zapaliłam się. - Weź zdjęcie Morskiego Oka i zamiast tafli wody wklej talerz.
- Jaki talerz? - zdziwiła się Es.
- Z polskimi pierogami ruskimi! To na pewno będzie niebanalne. Jestem przekonana, że nikt wcześniej nie wpadł na tak idiotyczny pomysł.

Wysysanie


Wysysanie

- Wiem, że to nie jest przyjemne, ale trwa tylko chwilę - nadal namawiam Go na badanie krwi.
- Chwilę..! Ty nie wiesz, jak ja się przez tę chwilę będę czuł! - dramatycznie jęczy On. 
- Ale pomyśl, że te panie, które tam pracują, wcale nie czują się lepiej...
- Naiwna jesteś. Przecież w takich miejscach pracują cholerne wampirzyce!

13 grudnia 2011

W tłoku


W tłoku

Tramway signZapchany autobus telepie się w kierunku centrum Krakowa. Chłopak stojący obok mnie najspokojniej w świecie wyjmuje woreczek, z woreczka filtr i gilzę, a z kieszeni paczkę z tytoniem.

- Ty, w autobusie zwijasz? - pyta zaniepokojony kolega.
- Stary, w tym tłoku mógłbym skręcać blanty, nikt by nie zauważył...

12 grudnia 2011

"Walentynki"


"Walentynki"


Komedie romantyczne to specyficzny gatunek filmowy. Albo się go kocha, albo nienawidzi. Ja uwielbiam, chociaż nie twierdzę, że to ambitne kino. Ot, bezrefleksyjna rozrywka - i w tej kategorii zdecydowanie wolę komedie romantyczne od tzw. kina akcji. 

"Walentynki" przypominają pod wieloma względami komedię romantyczną wszech czasów, czyli "Love Actually" - świetna obsada, wątek oparty na grupie ludzi na różne sposoby ze sobą powiązanych, miejscami zabawne dialogi i przyjemna muzyka. Ogląda się po prostu miło. I nie ma co oczekiwać głębi porównywalnej z Rowem Mariańskim.

Walentynki, USA 2010


11 grudnia 2011

Królowa Margherita


Królowa Margherita

Przez lata nie mogłam wyrabiać ciasta drożdżowego z powodu alergii. Cierpiałam z tego powodu, bo uwielbiam i słodkie, i słone wypieki drożdżowe. Ale przyszedł ten wielki dzień, kiedy okazało się, że alergia poszła precz. Najbardziej lubimy pizzę jak we Włoszech, na cieniutkim cieście (więcej tutaj). Przy pieczeniu domowej pizzy nie trzeba się martwić temperaturą piekarnika - im wyższa, tym lepsza. Przepis zasłyszany w jakimś programie kulinarnym (niestety nie pamiętam nazwy), odtworzony metodą prób i błędów.

Rośnie, rośnie...


Pizza margherita
jeden placek średniej wielkości na cienkim spodzie

8 g drożdży
1/2 łyżeczki cukru
100 ml ciepłej wody
1 szklanka mąki + 1 czubata łyżka
1 łyżeczka oliwy z oliwek
1 łyżeczka soli

200 ml passaty pomidorowej
sól, pieprz
mozzarella lub inny łatwo topiący się ser
świeża bazylia

1. Drożdże włożyć do miseczki, wymieszać z cukrem i dodać trochę wody. Odstawić na ok. 10 minut.
2. Mąkę przesiać, w środku zrobić zagłębienie. Wlać do niego rozczyn i resztę wody. 
3. Dodać sól i dokładnie wyrobić. Pod koniec wyrabiania dodać oliwę.
4. Ciasto przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na ok. 1,5 godziny. 
5. Po tym czasie nastawić piekarnik na maksymalną temperaturę, ciasto krótko wyrobić i uformować placek na pizzę. 
6. Passatę doprawić i posmarować nią ciasto, niezbyt grubo.
7. Ser pokroić na plastry lub zetrzeć na tarce.
8. Blachę wysypać mąką, wyłożyć na nią placek, piec ok. 12 minut.
9. Wysunąć blachę, nałożyć ser i piec jeszcze ok. 3 minuty.

Pizza pieczona na kamieniu KILO z Duki.
Jak widać, nad kształtem placka muszę jeszcze popracować.

Ośrodek


Ośrodek

- Myślę, że powinieneś iść razem ze mną na to badanie krwi, i też sobie zbadać.
- Nieee - jęczy On, aichmofob*. - Pooo cooo?
- Ostatnio badałeś krew przed maturą. Przynajmniej będziesz wiedział, że jesteś zdrowy - naciskam.
- Jestem zdrowy... Dowodem na to jest moja wredota.
- Myślę, że coś Ci rośnie w głowie i uciska na ośrodek bycia miłym, a ty się boisz, że badanie krwi potwierdzi moje przypuszczenia...

* Aichmofobia - lęk przed igłami. Jego nie ruszają w ogóle żadne krwawe sceny na ekranie, jeśli tylko zamiast igły jest nóż, miecz, siekiera, piła mechaniczna, kilof, łopata czy łyżeczka wydłubująca serce, za to wystarczy zbliżenie na strzykawkę i On ucieka.

Otrębowe śniadanie


Otrębowe śniadanie

Nie potrafię żyć bez śniadań, nawet w lecie muszę coś zjeść, inaczej robię się wredna. (Polak głodny, to zły, Polka głodna, to wredna, jak mówi stare urugwajskie przysłowie.) W domu załatwiam pierwszy posiłek szybko, dlatego ważne, żeby był maksymalnie sycący - stąd jogurt grecki lub bałkański, który zawiera więcej białka niż tradycyjne jogurty naturalne, i otręby, które "puchną" w brzuchu, dając uczucie sytości. Pomysł na tę mieszankę wzięłam od mojego Taty, który w lecie dodaje do tego jeszcze np. pokrojoną w kosteczkę gruszkę.


Otrębowe śniadanie

1 kubeczek jogurtu greckiego lub bałkańskiego (340 g)
łyżka powideł śliwkowych lub dowolnego dżemu
2 czubate łyżki otrąb owsianych lub żytnich
cukier (opcjonalnie)

1. Składniki mieszamy.
2. Całość... zjadamy!

A jeśli ten pomysł na śniadanie Ci nie odpowiada, tutaj znajdziesz inne.

10 grudnia 2011

Korzenne melt-aways


Korzenne melt-aways

W wolnym tłumaczeniu melt-aways (lub meltaways) to coś, co rozpływa się w ustach. Tą nazwą obdarza się w Stanach m.in. wypieki z ciasta duńskiego, ale nie ono jedyne ma takie właściwości... 

Te ciasteczka są idealne dla osób, które nie mogą jeść jajek. Świetnie też nadają się na prezent. Upieczone można przechowywać w szczelnie zamkniętej puszce lub słoiku do tygodnia. Gotowe ciasto nadaje się do użytku przez miesiąc od zamrożenia. Przepis od Marthy Stewart z jej biuletynu "Cookie of the day".


Korzenne melt-a-ways

200 g miękkiego masła
1/2 szklanki cukru pudru + 1/2 do obtoczenia ciastek
2 szklanki + jedna łyżka mąki pszennej
2 1/2 łyżki mąki ziemniaczanej
2 1/2 łyżeczki zmielonego cynamonu
2 1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
1/3 łyżeczki zmielonych goździków
60 ml rumu lub kilka kropel aromatu rumowego

1. Masło i 1/2 szklanki cukru pudru utrzeć mikserem na gładką, puszystą masę.
2. Nadal ucierając, dolewać rum po łyżeczce.
3. Mąkę wymieszać z mąką ziemniaczaną i przyprawami. (Goździki najlepiej zemleć w młynku do pieprzu albo kupić już mielone, gałkę zetrzeć na najdrobniejszej tarce.)
4. Dosypywać mąkę z przyprawami do masła z cukrem po trochę, dokładnie mieszając.
5. Ciasto podzielić na 3 części i uformować wałeczki (3-4 cm grubości). Owinąć je papierem do pieczenia lub folią (aluminiową albo do żywności) i umieścić w zamrażarce na co najmniej 60 minut.
6. Wałeczki wyjmować pojedynczo, kroić na plasterki (grubości 0,5 cm) i piec na papierze albo macie silikonowej przez ok. 12 minut w temperaturze 180 stopni. (Nie powinny się zrumienić.)
7. Studzić na kratce, następnie włożyć do dużej torby foliowej, zasypać cukrem pudrem (1/2 szklanki) i delikatnie potrząsać, żeby wszystkie ciastka były równomiernie obtoczone.

9 grudnia 2011

Wernisaż


Wernisaż

Tramway signDwie nastoletnie hipsterki jadą autobusem.
- Ty, co to jest wernisaż? - pyta jedna drugą.
- Nie wiem, ale czekaj, sprawdzę - tamta wyjmuje swój jabłkowy telefon. - A co?
- Nic takiego, Tomas mnie zaprosił na jego wernisaż i nie wiem, jak się ubrać.

"Sucker Punch"


"Sucker Punch"

Bohaterkę filmu spotyka seria niefortunnych zdarzeń: umiera jej matka, chciwy wujaszek lubieżnym wzrokiem obserwuje młodszą siostrę, a wycelowany w jego głowę pistolet nieszczęśliwie trafia w żarówkę, rykoszetem zaś w siostrzyczkę. W efekcie tego pecha słodka blondynka trafia do szpitala psychiatrycznego, a że akcja dzieje się podobno w latach 50 XX w., to jest mrocznie i przerażająco. Tym gorzej, że w ciągu pięciu dni na bohaterce mają dokonać zabiegu lobotomii.

Dalszej akcji można się łatwo domyślić, jeśli kiedykolwiek grało się w jakąś grę komputerową: Baby Doll odkrywa w sobie nadprzyrodzoną moc, od przypadkowo napotkanego mędrca dostaje quest, zbiera drużynę, organizuje kilka wypraw, by zdobyć przedmioty niezbędne do ukończenia misji. I to te wyprawy są główną atrakcją, bo wszystko wygląda w nich jak w grze komputerowej - z tą różnicą, że dzieje się samo. Byłoby lepiej, gdyby nie pseudofilozoficzna narracja na początku i na końcu, chociaż może ten film jest dla nastolatek zaczytujących się w Coelho.

Dla wielbicieli lolitek, Vanessy Hudgens, gier komputerowych, steampunkowych hitlerowców i metaforyki rodem z "Matriksa". Czyli dla mnie! (Naprawdę lubię Vanessę. Jest śliczna, kiedy nie śpiewa.)

Sucker Punch, USA/Kanada 2011

8 grudnia 2011

Pytanie "co robi?"


Pytanie "co robi?"

Jest takie opowiadanie Czechowa "Końskie nazwisko" - traktuje o tym, że czasem próbujemy sobie przypomnieć jakieś słowo, niejasno pamiętając, że zaczyna się na jakąś literę albo kojarzy z czymś konkretnym. Zwykle niestety okazuje się, że to nie ta litera albo nie to skojarzenie. Na pewno czasem Wam się to zdarza, a mnie zdarzyło się wczoraj.

- Dziewczyny, jak się nazywa taki ktoś, kto pisze na forach?
- Spamer - podsunęła M.
- Troll? - zasugerowała E.
- Nie, taki, kto pisze posty, żeby był ruch na forum... Dobra, zapytam chłopców.
- Może moderator? - W. był dziarski i pełen pomysłów.
- Nie, on nie moderuje, tylko zadaje pytania... I tak dalej... 
- Community manager! - oznajmił K. z kamienną pewnością siebie.
- Tak, ale potrzebne mi, co on robi..!
- Ja ci powiem! - zapalił się Ch. - Chodzi do gimnazjum i pali pierwsze jointy!

Wróżba nie dla każdego


Wróżba nie dla każdego

Tramway signja: (wiozę ciastka urodzinowe dla E. autobusem)
kanarek: (sprawdza bilety)
ja: Przepraszam, czy może pan potrzymać? Bo nie mam wolnej ręki, żeby wyjąć bilet.
kanarek: (bierze ode mnie pudełko) A co tam jest?
ja: A nie widać?
kanarek: No, przez karton nie widać.

***
pani na przystanku: Czy pani jest spod znaku Raka?
ja: E... No tak...
pani na przystanku: Od razu wiedziałam! Bo Raki są takie troskliwe! Torcik pani wiezie, co?

7 grudnia 2011

Oburzeni bez pracy


Oburzeni bez pracy

Kompletnie nie rozumiem tych Oburzonych.

Ruch obywatelski złożony z młodych ludzi przytłoczonych kiepską sytuacją na rynku pracy. Jeśli sami nie odczuwacie tej beznadziei, to na pewno znacie kogoś bezrobotnego albo utrzymującego się ze śmiesznej pensji. Manifestacje Oburzonych zaczęły się w Hiszpanii, gdzie bezrobocie wśród osób do 30 roku życia sięga 40%, inne kraje jednak szybko podchwyciły tę formę protestu.

Byłam, nie jestem, ale pewnie kiedyś będę bezrobotna

Jeśli czytacie mnie regularnie, wiecie na pewno, że nie zdarzyło mi się bezpośrednie narzekanie na bezrobocie. Bo wychodzę z założenia, że od narzekania pracy się nie znajduje. Ani od wychodzenia na ulicę i protestowania przeciwko polityce rządu. Wiem, że w Polsce nie jest wiele lepiej niż w Hiszpanii. Ale przecież wielokrotnie zdarzyły mi się okresy bezrobocia (nieformalnego, bo podczas studiów). Najdłuższy trwał dwa lata. Tę "odpowiednią" pracę, która daje mi satysfakcję i wykorzystuje moje naturalne talenty (i szlifuje je), która nie wymaga ode mnie wyrzeczenia się hobby i która satysfakcjonuje mnie finansowo, znalazłam pod koniec kwietnia tego roku. Robię to, co potrafię i lubię - piszę.

Dlaczego szukałam tak długo? 
1. Skończyłam studia rzadkie, humanistyczne w tradycyjnym rozumieniu tego słowa - czyli wszechstronne, ale nie dające żadnych konkretnych umiejętności. Dodatkowo nazwa kierunku budziła zwykle niewłaściwe skojarzenia.
2. Mam duże, ale różnorodne doświadczenie i bardzo ładne CV, które jednak zdradza brak konkretnej drogi kariery. Po prostu nigdy o tym nie myślałam, zresztą mało kto mając 20 lat wie dokładnie, czym chce się zajmować przez całe życie.
3. Szukałam pracy przez ogłoszenia w internecie, najczęściej na bezpłatnych portalach - to najgorszy, moim zdaniem, sposób - najczęściej te ogłoszenia to pic na wodę, jedno na tysiąc wywołuje jakąś reakcję.

Jak wykorzystać okres bezrobocia?
 
Nie spędzać całych dni przy komputerze, wysyłając hurtowo CV. Lepiej stworzyć dokumenty pod konkretne stanowisko i zostawić je osobiście w firmie, w której chcemy pracować. Powiedzieć wszystkim znajomym, że szuka się pracy - także tym dalszym (przychodzą tu z pomocą portale społecznościowe). Nie ograniczać się do swojej branży ani swojego miasta. Szukać w różnych serwisach z ogłoszeniami, także tych płatnych (to dobrze, jeśli pracodawca inwestuje w znalezienie pracownika). Sprawdzać ogłoszenia w gazetach, strony firm. Podwyższać kwalifikacje: uczyć się języka, robić kursy czy szkolenia, tworzyć portfolio. Nie dawać się depresji.

To powyższe - jeśli można sobie pozwolić na przerwę

A jeśli nie można, to praca za stawkę minimalną zawsze jest, w sklepach większych czy mniejszych, w restauracjach i pubach. Z takiej pracy też można coś wyciągnąć, choć nie jest ani ambitna, ani dobrze płatna. Można metodą selekcji negatywnej sprecyzować kierunek swojej kariery, najczęściej z dala od kasy fiskalnej czy brudnych talerzy i zapitych gości.

Jeszcze na koniec polecę tę stronę. To nie jest kolejny poradnik pełen nieprzydatnych rad "jak pisać CV", tylko przykłady, jak napisać skuteczne CV. Mnie to bardzo pomogło, dzięki temu zaczęto zapraszać mnie na rozmowy. (Stronę poleciła mi netowa znajoma.)

Wiem, że jest trudno. Mnie też było trudno i na pewno nieraz jeszcze będzie. Nie poddawajmy się! 

6 grudnia 2011

Babeczki migdałowo-czekoladowe


Babeczki migdałowo-czekoladowe


Często po kruchym czy drożdżowym cieście zostają mi białka, a ileż można jeść bezy... Dlatego zrobiłam coś eksperymentalnego. Nie są to muffiny, bo przygotowuje się je w jednej misce, bez podziału na mokre i suche składniki, nie są to również cupcakes, bo brakuje im kremu, dlatego z braku odpowiedniej nazwy ochrzciłam je babeczkami. Nie dodaje się do nich ani tłuszczu, ani mąki. W smaku przypominają trochę francuskie makaroniki, ale są bardziej ciągnące i aromatyczne.

Wykonanie babeczek wymaga trochę zachodu (tarłam czekoladę ręcznie i jej wiórki były WSZĘDZIE), ale są tego warte! Nieco lżejsza, nietłusta alternatywa dla tradycyjnych wypieków świątecznych. W smaku są BARDZO zimowe... Idealne do porannej kawy, kiedy za oknem jeszcze ciemno. (Uwaga: nawet jeśli nie lubicie gorzkiej czekolady, nie zamieniajcie jej na mleczną. Dodatek cukru równoważy czekoladę, babeczki są wystarczająco słodkie.) Przepis z książki kucharskiej "Muffiny. Małe, ale za to przepyszne", z moimi modyfikacjami.

Babeczki migdałowo-czekoladowe
przepis na 12 sztuk

200 g gorzkiej czekolady
280 g mielonych migdałów + 20 g do dekoracji
10 białek
szczypta soli
170 g cukru
kilka kropel aromatu rumowego
100 g białej czekolady (do dekoracji)

1. Czekoladę ciemną zetrzeć drobno na tarce lub używając robota kuchennego.
2. 280 g migdałów wymieszać ze startą czekoladą.
3. Białka ubić na sztywną pianę, dodawszy sól. Stopniowo dosypywać cukier, ubijając.
4. Delikatnie wmieszać do piany mieszankę czekoladowo-migdałową i dodać rum.
5. Masą wypełnić papierowe papilotki. (Do silikonowych się przyklejają!)
6. Piec przez 20 minut w 180 stopniach. Wystudzić.
7. Białą czekoladę roztopić w kąpieli wodnej, maczać w niej wierzch muffinów i od razu obtaczać w pozostałych 20 g mielonych migdałów.

 

"Gimme head with hair"


"Gimme head with hair"

- Co tak leżysz? - zagadnął mnie On. - Miałaś się iść myć.
- Nabieram poczucia piękna.
- ..?
- Czuję się taka sexy z tymi włosami... - dłonią rozgarnęłam moje twardo zapuszczane rude kudły. - Z tymi na głowie! - dodałam prędko, widząc, że On wymownym spojrzeniem obdarza moje łydki.

5 grudnia 2011

Garść przyjemności 3


Garść przyjemności 3

Pierwsza garstka tutaj, druga tutaj, a pomysłodawczyni cyklu tutaj.

1. Moja praca kochana. Wiem, powtarzam się. Ale każdemu życzę takiej.

2. Czekanie na śnieg. Czekanie jest przyjemniejsze niż doczekanie się, to jak z króliczkiem.


Torebko, daj głos!


Torebko, daj głos!

Podobno zawartość kobiecej torebki wiele mówi o osobowości jej właścicielki.

Zrobiłam poniższe zdjęcie na konkurs Wysokich Obcasów, ale ostatecznie go nie wysłałam. Powód był prosty: trochę było mi wstyd, bo zawartość mojej torebki zdradza, że cierpię na hipochondrię, narcyzm, pisanioholizm i tisanomanię... I kilka innych poważnych dolegliwości.


Czekolada - na wypadek nagłego spadku energii. Ta jest kokosowa, bardzo lubię.

Kalendarz - bez niego jak bez ręki. Korzystałabym z tego w telefonie, gdyby był lepiej zaprogramowany. Na 2012 mam turkusowy z Audrey Hepburn, ze "Zwierciadła".

Notes - konieczny przy pisaniomanii. Często zapisuję w nim szkice postów w blogu (dawniej robiłam to w telefonie, ale jego przeglądarka ostatnio przestała być kompatybilna z Bloggerem), różnego rodzaju obserwacje, wiersze, ważne informacje, listy książek do przeczytania i tak dalej. Ten notes jest już stary, na urodziny dostałam dwa nowe, więc mogę spokojnie pisać. I pisać...

Chusteczki - tak, to hipochondria. Mam ciągle katar. Swoją drogą, tej firmy (Kleenex) nie polecam.

Butelka z wodą - designerska butelka, którą kupiłam tylko dlatego, że była mała i z twardego plastiku (podobno taki plastik nadaje się do wielokrotnego użytku), wypełniona przefiltrowaną kranówką. Jej posiadanie jest objawem narcyzmu - gdzie jej nie wyciągnę, wszyscy od razu się interesują i jestem w centrum wydarzeń (co nie znaczy, że to lubię).

Portfel - ogromny, tymczasowy, ale wygodny.

Zapałki - nie palę, więc nie mają do towarzystwa papierosów, ale same z siebie się przydają. Dawniej zamiast nich była zapalniczka, ale niestety przestała działać, kiedy uprałam ją przypadkiem w pralce.

Balsam do ust Tisane - używam go od 13 roku życia. Okazjonalnie zdradzałam (pomadki Nivea i Bebe, a nawet koszmarnie droga Neutrogena, osławiony Carmex, owocowe Body Shopu) - ale nic nie jest lepsze. Usta smaruję nim na co dzień, a kiedy jestem chora, to jeszcze poocierany chusteczkami nos. Produkują też w sztyfcie.

Słuchawki - pudełko-zwijaczka po słuchawkach Sennheiser, same słuchawki Creative. (Em-pe-drei-spieller tej samej firmy podczas robienia zdjęcia ładował się.) Dzięki pudełku nawet tanie douszne "pchełki" długo działają bezawaryjnie.

Kosmetyczka, a w niej bibułki matujące, minitusz do rzęs, puder w kamieniu, wilgotne chusteczki, szminka, zapasowy balsam do ust i zestaw do mycia zębów Jordan GO!. Przezorny zawsze ubezpieczony.

Centymetr - służy do mierzenia, ale też do zabawiania przypadkowo napotkanych kotów.

Pudełeczko - zawartości można się domyślać. (Nie jest nielegalna..!)

Cukierki - tu Juicyfuls malinowe, ale to się zmienia. 

Guma do żucia - nie zawsze jest jak umyć zęby, a trzeba.

Telefon - szczerze go nienawidzę, bo nijak nie umiemy się dogadać. Filcowy brelok w kształcie ptaszka zrobiłam sama.

Maść kamforowa - zwana przez aptekarzy Świątynią Niebios, a przez niektórych Maścią Tygrysią, Tygrysim Pazurem, Kotkiem albo Mysią Cipką. (Pardon le mot.) Dobra na ból głowy. Zwykle noszę ją w woreczku z lekami, hipochondria musi się czymś karmić.

Żel do mycia rąk - nie mam jakiegoś fioła na punkcie bakterii, ale czasem trzeba coś zjeść, a wokół brakuje czystej wody.

Krem do rąk - noszę, żeby uspokoić sumienie. Moje dłonie wyglądają strasznie, bo ciągle zapominam ich smarować.

Pióro, ołówek i długopis - do zaspokajania pisaniomanii.

Pendrive - ginie ciągle, cholerstwo.

Lusterko ze szczotką - bo narcyzm.

Ciepła sowa - ogrzewacz chemiczny. W kształcie sowy, bo ja uwielbiam motyw ptaszków.

4 grudnia 2011

Quiche au fromage blanc


Quiche au fromage blanc

Czyli po prostu kisz z serem. Ale polskim, białym, twarogowym. Innymi słowy - sernik na ostro na kruchym cieście. Świetnie nadaje się na obiad, ale też na drugie śniadanie albo na piknik. Wariant na temat tej tarty pojawił się w moim urodzinowo-imieninowym menu - modyfikacja przepisu jest prosta, zamiast twarogu dodajemy sera homogenizowanego, a w nadzienie wtykamy jeszcze kawałki mozzarelli. Mój przepis na podstawie sernika na ostro.



Quiche au fromage blanc

CIASTO
125 g mąki pszennej tortowej
125 g mąki krupczatki
125 g zimnego masła
1 jajko
szczypta soli
zimna woda

Przygotowanie jak tutaj.
Po schłodzeniu ciasto należy podpiec ok. 10 minut w temperaturze 180 stopni.


NADZIENIE
350 g sera białego dwukrotnie mielonego3 jajka
150 g pesto rosso (czerwone)
papryka słodka
pieprz, sól

1. Jajka wbić do miski, dodać ser i pesto.
2. Wymieszać dokładnie (łyżką, trzepaczką ręczną lub mikserem).
3. Dodać papryki i doprawić.
4. Wlać masę do "miseczki" z podpieczonego ciasta.
5. Piec ok. 40 minut w temperaturze 180 stopni, bez termoobiegu.

3 grudnia 2011

Zupa ogórkowa


Zupa ogórkowa

W tradycyjnej kuchni polskiej jest dużo zup - a zupy kiszonkowe (barszcz, kapuśniak, żurek czy ogórkowa) to chyba esencja naszej narodowej sztuki kulinarnej. Na zimowy obiad zupa jest idealna, bo rozgrzewa, a jednocześnie dostarcza witamin. W dodatku, wbrew pozorom, jej przygotowanie wcale nie zajmuje dużo czasu. Przepis rodzinny.


Zupa ogórkowa
porcja na 4 osoby

1 litr bulionu warzywnego lub drobiowego
200-300 ml wody z ogórków
8 dużych ogórków kiszonych, jędrnych
2 marchewki (niekoniecznie)
4 duże ziemniaki
1 mała cebula
łyżka masła
gałka muszkatołowa
kwaśna śmietana
czarny pieprz

1. Ziemniaki obrać, pokroić w kostkę i nastawić do gotowania.
2. Wodę z ogórków przecedzić, jeśli zawiera jakieś dodatki.
3. Ogórki zetrzeć na tarce z grubymi oczkami. Odstawić na sitko do odsączenia (wodę zachować).
4. Marchewkę obrać i zetrzeć na tarce.
5. Cebulę obrać i drobno posiekać.
6. W garnku o pojemności około 2 litrów roztopić masło. Na maśle podsmażyć cebulę. Kiedy się zeszkli, dorzucić ogórki i marchewkę. Posypać startą drobno gałką muszkatołową.
7. Smażyć chwilę, aż marchewka zmięknie. Zalać bulionem. Podgrzać (nie gotować).
8. Po trochę dolewać wody z ogórków, aż zupa będzie miała odpowiedni smak.
9. Zabielić kilkoma łyżkami śmietany. Dodać pieprzu.
10. Podawać z ziemniakami.